27 października 2013

VIII Rozdział

Przepraszam za błędy, ale beta nie przysłała mi rozdziału ;/. Bardzo podoba mi się ta część, chyba najbardziej ze wszystkich. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Rozdział dedykuję Czekoladowej. Dopiero rozpoczyna swoją przygodę z blogiem i czyta wszystkie moje rozdziały za co jej serdecznie dziękuję <3. Nie będę przedłużać, czytajcie :).

Komentujesz = dzięki temu mam wenę i przepełnia mnie ogromne szczęście = nowe pomysły = lepszy rozdział.

******

Nadszedł dzień wesela kuzynki Alex. Wszyscy byli podenerwowani dzisiejszym dniem, a przede wszystkim młoda para. Ciągle ktoś kogoś popychał, krzyczał lub nie mógł czegoś znaleźć.
Alex pomagała dopiąć welon Kate, która wyglądała przepięknie. (<klik>)
Jej biała suknia była szeroka, mająca na końcu koronkę, która dodawała sukience dziewczęcego uroku. Buty miały, także kolor biały. Suknia ciasno opinała talię i była bez ramiączek. Na ręce widać było piękną, srebrną bransoletkę. Na szyi widniał łańcuszek, który był w komplecie z bransoletką. Blond włosy zostały spięte w koka, z którego wydostawały się kosmyki włosów. Makijaż pozostał dobrany do sukienki. Zapinając welon, Alex myślała o Dominicu, lecz zaraz się za to zganiła. Po zakończeniu czynności zaczęła się ubierać. (<klik>)
Założyła czerwoną sukienkę. Była prosta i skromna. Dekolt był niezwykle seksowny, miał kształt serca. Suknia ciągnęła się aż do samej ziemi. Z tyłu sukni koniec był na tyle długi, że ciągnął się za dziewczyną. W uszach błyszczały piękne, srebrne kolczyki. Na szyje włożyła sznur pereł.  Włosy ułożyła w pięknego koka, do którego wpięła czerwony kwiat. W dłoni trzymała tego samego koloru torebkę. Makijaż był delikatny, dzięki czemu nie rzucał się za bardzo w oczy. Na nogi włożyła rubinowe szpilki. Po paru minutach wsiadły do osobnych samochodów, kierując się w stronę kościoła.
W końcu nadeszła tak bardzo wyczekiwana przez wszystkich chwila. Druhny wyszły na środek kościoła, idąc prosto w stronę ołtarza. Za nimi zaraz kroczyła Kate, trzymając w dłoni piękny bukiet. (<klik>)
Żółte storczyki pięły się ku dołowi wraz z jeszcze nie wyrośniętymi pąkami. Lekko zdenerwowana dziewczyna kroczyła, patrząc prosto w oczy ukochanemu. Uśmiechnął się do niej, blondynka widząc to od razu się rozluźniła odwzajemniając uśmiech. W końcu stanęła koło swego wybranka. Tymczasem Alex wpatrywała się w parę jak urzeczona. Zawsze chciała mieć taki ślub, pełen miłości i magicznej atmosfery. Wątpiła w znalezienie tego jedynego, lecz nie traciła wiary. Odwróciła się, zszokowana, o mało nie otworzyła ust z wrażenia. Kilka miejsc z tyłu siedział Dominic, wpatrując się w nią tak samo zdziwiony. Szybko się obróciła, próbując skupić swoją uwagę na ceremonii. Właśnie rozpoczęła się chwila wypowiadania przysięgi.
    - Ja, Matthew biorę sobie Ciebie Kate za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. – Uśmiechał się  lekko przy wypowiadaniu tych słów, natomiast Kate powstrzymywała łzy, które zbierały jej się w kąciku oczu.
    - Ja, Kate biorę sobie Ciebie Matthew za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. – W tej chwili nie mogła już powstrzymać łez, które zaczęły spływać po jej policzkach.
Po kilku minutach nadszedł czas na wymienienie obrączek.
    - Kate przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
    - Matthew przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. – Przy wypowiadaniu tych słów patrzyli sobie prosto w oczy. Już wtedy wiedzieli, że to będą najwspanialsze lata, które spędzą razem.
Alex patrzyła na tę scenę z łzami wzruszenia. Zakończenie zaślubin znaczył czuły pocałunek pary. Po kilku minutach młoda para poszła za duchownym, aby podpisać zaświadczenie zawarcia małżeństwa.
Alex wyszła za tłumem ludzi z kościoła. Stała, czekając na parę. Po chwili wyszło z  domu Bożego świeżo upieczone małżeństwo. Ludzie zaczęli obsypywać ich ryżem, oraz rzucali im pod nogi pieniądze.
Dziewczyna stała patrząc na to wszystko z lekka zazdrością. No cóż chyba zawsze zostanę sama – myślała. Ktoś dotknął jej ręki. Wystraszona, aż podskoczyła ze strachu.  Odwróciła się, lecz to był jej błąd. Przed nią stał Dominic Whitman.
    - Co ty tu robisz? – Szepnęła zupełnie zaskoczona, oczywiście myślała że widziała go w kościele, lecz stwierdziła, ze to przewidzenie.
    - Stoję – widząc jej wzrok zaczął się tłumaczyć – jestem dalszym kuzynem Matthew. Zszokowana nie wiedziała co powiedzieć. Dlaczego zawsze ją prześladuje pech? Jak chce o nim zapomnieć to zawsze przychodzi w nieodpowiednim momencie! To jest niesprawiedliwe…
Uratowała ją młoda para, która skończyła już zbierać pieniądze. Alex uciekła do auta, aby po chwili mogła jechać za małżeństwem. We wstecznym lusterku zobaczyła samochód bruneta co jeszcze bardziej ją rozwścieczyło.

Po pewnym czasie dojechali na miejsce. Wysiadła z samochodu, po czym stanęła podziwiając powitanie pary chlebem i solą. W końcu wszyscy weszli do środka. Alex szukała swojej karteczki z imieniem i nazwiskiem. Po długim poszukiwaniu usiadła do stolika. Zostawiła torebkę na krześle. Odwróciła się z zamiarem pójścia po szampan, lecz zderzyła się z kimś. Zirytowana podniosła wzrok. Widząc, że to Dominic przyspieszyła kroku, omijając go. Wzięła szampan do ręki śpiewając parze sto lat, zaraz koło niej pojawił się brunet. Małżeństwo wyrzuciło za siebie już puste kieliszki. Zaraz potem zaczęli razem sprzątać szkło. Tymczasem Alex zaczęła się rozglądać po sali. Wszystko było w barwie złota i bieli. Kolumny były przystrojone małymi światłami. Na oknach widniały wielkie serca z kremowych kwiatów. Zasłony były również kremowe. Firanki były nieskazitelnie białe. Żyrandole miały kształt kuli, które były ozdobione także kremowymi kwiatami. Krzesła zostały okryte złotą narzutą. Na stolikach żółte kwiaty stojące w wazonach były ułożone profesjonalnie. Stół przystrojony został w biały obrus. Zastawa stołowa wyglądała na bardzo kosztowną. Serwetki złożono w czapeczkę. Na stole widniały różne smakowite przysmaki, zaczynając od różnorodnych ciast kończąc na owocach. W końcu nadeszła pora na wręczaniu prezentów. Po zakończeniu obdarowywania pary młodej nadszedł czas na pierwszy taniec. Słychać było piękną melodię, którą Alex bardzo dobrze znała. Tańczyli do piosenki Can you feel the love tonight. Wszyscy ustawili się w kółku, po czym zaczęli się powolutku przemieszczać, trzymając się za ręce. Niestety jak to prześladujący pech Alex, stała koło Dominica.

14 października 2013

VII Rozdział

Ważne!
Bardzo dziękuję wam za wszystkie komentarze! Są naprawdę bardzo ważne. Hm... coś dużo obserwatorów, a malutko komentarzy jak na ilość... Powolutku kończę opowiadanie. Mam zamiar skończyć gdzieś około dwudziestego rozdziału. Jestem o trzy rozdziały do przodu, dlatego wolę wiedzieć czy będziecie chcieli opowiadanie dramione. Postanowiłam, że jak coś to tutaj to opublikuje, lecz nie obrażę się jak nie będziecie chcieli! Dlatego bardzo was proszę, abyście głosowali w ankietach. Ten rozdział dedykuję mojej przyjaciółce Rose. Dziękuję, że jesteś kochana ;*. Komentujesz już od pierwszego rozdziału. Chciałabym cię spotkać na żywo i mam nadzieję, że uda nam się to w najbliższej przyszłości.

Komentujesz = dzięki temu mam wenę i przepełnia mnie ogromne szczęście = nowe pomysły = lepszy rozdział.

Rozdział zbetowała Canella

*****

Spojrzałam w oczy swemu wybawcy. Zszokowana patrzyłam na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu wyszeptałam ciche dziękuję. Spuściłam wzrok. Dlaczego moje serce zabiło mocniej, gdy na niego spojrzałam? Czemu cieszę się, że to właśnie on mnie ocalił? Bojąc się popełnić jakiegoś niezamierzonego czynu, chciałam odejść. Nie pozwolił na to. Zatrzymał mnie i pocałował, a pode mną ugięły się kolana. Robił to stanowczo i nieziemsko. Co ja mówię?! To mój przyjaciel! Przy nim poczułam się na chwilę bezpiecznie... Niestety musiałam kiedyś to skończyć. Niestety? O czym ja myślę?! Oderwałam się od niego. Uciekłam, słysząc za sobą nawoływania swojego najlepszego przyjaciela z liceum.

Ujrzałam biegnącą w moją stronę Ann.

   – Alex, nic ci się nie stało?

   – Nie… Wszystko okej – Nie chciałam jej mówić, że pocałował mnie mój były przyjaciel, pojawiający się znikąd.

Oczami Ann parę minut wcześniej…

Widziałam, jak brunetka wybiega z sali. Biegłam za nią, lecz zniknęła mi z oczu.

    – Nie przejmuj się! – krzyknęłam w tłum.

Mknęłam wśród ludzi, szukając jej. Nie wiedziałam, co się z nią dzieję. Nigdy nie przejmowała się Angeliną, a teraz taki nagły wybuch. Martwiłam się o nią. Na pewno nic jej się nie stanie – pocieszałam się w myślach. Po długim biegu w końcu ją zauważyłam. Szła z posępna miną, a raczej pędziła tak, jakby od kogoś uciekała. Zapytałam, co się stało, lecz nie chciała mi tego powiedzieć. Wiedziałam, że coś jest nie tak. Nie chciałam nic wymuszać, więc czekałam, aż mi powie…

***

Wsiadły do samochodu. Wyjechały na spokojną, cichą ulicę.

   – Podwieziesz mnie do Eddiego? – zapytała, rumieniąc się lekko. Przyjaciółka, zauważając to, zaśmiała się.

   – Tak. Postanowiłaś działać? – Nie czekając na odpowiedź, ciągnęła dalej – To dobrze, bo on też coś do ciebie czuje. Nie próbuj zaprzeczać. – Widząc minę Ann, nie mogła się powstrzymać od uwagi. – Zakochana para… – nuciła. Mocno zarumieniona Anne odwróciła głowę.

Podjechały pod dom szatyna. Dziewczyna wysiadła z samochodu, wcześniej żegnając się z przyjaciółką. Patrzyła na oddalający się kabriolet, dopóki nie zniknął jej z oczu. Odetchnęła cichutko, po czym zapukała do drzwi. Usłyszała kroki. Po chwili stała w ramionach przystojnego mężczyzny. Zdziwiona gestem chłopaka odepchnęła go lekko. Popatrzył na nią zdezorientowany. Nie wiedziała, co zrobić, więc spojrzała w stronę ogrodu. Nie wiele myśląc, ruszyła w jego stronę, pociągając za sobą chłopaka. Droga prowadziła przez łuk gęstych, czerwonych róż. Atmosfera była przyjemna, romantyczna, lekka oraz zawierała tajemniczą nutkę magii. Po prawej stronie posadzone zostały białe peonie. Zaś po lewej można było zobaczyć błękitne piwonie, żółte tulipany i fioletowe dzwoneczki jednolistne. W środku wsadzono krzewy truskawek oraz malin. W oddali widać było piękną, rozłożystą jabłoń. Trawa była miękka i przeraźliwie zielona. Patrzyła na to zjawisko urzeczona. Po dłuższej chwili zdała sobie sprawę, że towarzyszy jej Eddy. Popatrzyła na niego. Jaki on jest przystojny. – Przeleciało jej przez myśl. Zdziwiona stwierdziła, że ma na sobie garnitur. Czemu ja tego wcześniej nie zauważyłam? Jaka ja ślepa jestem. Chce mnie gdzieś zabrać? Przecież ja nie jestem odpowiednio ubrana, będę wyglądać jak klaun – myślała. Tymczasem chłopak spoglądał na nią z lękiem, a zarazem podekscytowaniem. Do niczego niespodziewającej się dziewczyny podszedł, klękając. Spojrzał jej w oczy i rzekł…

Perspektywa Ann…

Patrzył na mnie od dłuższego czasu. W końcu podszedł. Uklęknął? Co to ma być?! Niech to będzie to, o czym myślę – modliłam się w duszy.

   – Droga Ann. Jesteś najcudowniejszą kobietą, jaką w życiu spotkałem. Gdy się złościsz, słodko się rumienisz. Kocham cię za twój optymizm, wiarę w ludzi, ufność. Jesteś moim największym skarbem na Ziemi. Dotąd nie spotkałem takiego drugiego człowieka jak ty. Jesteś moim marzeniem, które codziennie chcę spełniać. Jesteś lawiną uczuć, która we mnie wstępuje, gdy cię widzę. – Łzy wzruszenia spłynęły po moich policzkach. – Uczyń mi ten zaszczyt i zostań moją dziewczyną – zakończył. Patrzył na mnie z pytaniem w oczach. Nie zastanawiając się długo, wskoczyłam mu w ramiona. Uznał to za odpowiedź. Po chwili wniósł mnie do domu i postawił na podłodze. Czułam ogromną radość. Jeszcze nigdy tak się nie czułam, tak jakby serce miałoby zaraz rozerwać się ze szczęścia. Pocałowałam go. Nie mogąc się od niego oderwać, poprowadziłam go w kierunku sypialni, gubiąc po drodze ubrania. Wejście pary znaczył głośny trzask drzwi.

2 października 2013

VI Rozdział

Bardzo dziękuję, za komentarze w poprzednim rozdziale. Jestem naprawdę szczęśliwa, że podoba wam się moja twórczość. Tylko proszę, aby nie pisać takich komentarzy jak: Ale fajnie piszesz, a potem zapraszam na... Nie, do reklam jest stworzona strona spam. Jak mi się coś spodoba, obiecuję wejdę. Jak widzieliście w ankiecie zaczyna mi się dziać coś na punkcie dramione już od dłuższego czasu. Dokończę tego bloga, tylko nie wiem czy ogólnie będzie się wam ta para podobać. Nie wiem czy robić następnego bloga właśnie o tej parze. Wtedy nie zostawię tego, także będę go prowadziła! Istnieje też taka możliwość, żeby prowadzić bloga o tej parze tutaj. Co o tym myślicie?

Komentujesz = dzięki temu mam wenę i przepełnia mnie ogromne szczęście = nowe pomysły = lepszy rozdział.

Rozdział zbetowała Canella
****

Brązowowłosa kobieta smacznie spała w łóżku. Po chwili zadzwonił budzik. Zirytowana dziewczyna zrzuciła natrętny przedmiot z półki. Westchnęła, po czym wstała z zamiarem włożenia na siebie ubrań. Włożyła piękny kaszmirowy sweter, czarne, wygodne spodnie oraz szare tenisówki. Włosy związała w wysokiego kucyka.

Weszła do kuchni, wyjmując z szafki głęboki talerz. Nasypała do niego płatki, zalewając je ciepłym mlekiem. Zasiadła do stołu, rozkoszując się ich smakiem.

Tymczasem u Anne…

Uśmiechnięta Ann spała nieświadoma tego, że ktoś jej się przygląda. Eddy patrzył na nią z troską. W tym momencie był szczęśliwy.

***

Po pewnym czasie dziewczyna obróciła się na druga stronę, otwierając oczy. Podniosła się z niemym pytaniem. Przypomniała sobie obrazy wczorajszego dnia. Zarumieniła się lekko, patrząc w przepełnione szczęściem, dobrocią i nadzieją oczy.

    -J.. ja mu..muszę iść- głos jej zadrżał, z czego nie była zadowolona.

Radosny do tej pory szatyn posmutniał lekko. Patrzył jak kobieta jego życia wychodzi. Nie mógł jej pozwolić odejść, musiał coś zrobić. Z takim postanowieniem wybiegł za nią, zabierając czekoladki, które wczoraj jej dawał.

    -Ann.. zapomniałaś czekoladek.

Odwróciła się do niego, a on czuł się jak najgorszy kretyn. Podał jej czekoladki, po czym bez najmniejszego skrępowania zaczął patrzeć jej w oczy. Pod wpływem jego spojrzenia kolejny raz tego dnia się zarumieniła.

    - Dziękuję.. ja muszę iść.

Czuł się jak idiota. Stał tak, aż zniknęła za tłumem spieszących się ludzi.

Oczami Anne..

    - Muszę stąd wyjść i to jak najszybciej, bo inaczej zrobię coś czego nie powinnam.

Myślałam nad tym na tyle długo, aby zapamiętać te piękne, patrzące się na mnie niebieskie oczy. Niestety musiałam przerwać tę piękną, romantyczną chwilę.

    -J…ja mu..muszę iść.

Byłam wściekła głos mi zadrżał, a tak próbowałam to ukryć. Wyszłam z jego domu. Zrobiłam parę kroków, aż usłyszałam swoje imię.

    - Ann… zapomniałaś czekoladek.

Odwróciłam się patrząc na osobnika, który wypowiedział moje imię. Tym człowiekiem okazał się Eddy. Znów popatrzył się na mnie, a ja poczułam jak zaczynam się rumienić. Nic na to nie mogłam poradzić. Nie chciałam, aby zaczął coś podejrzewać. W tej chwili tylko myślałam o tych pięknych błękitnych oczach.

- Dziękuje.. ja muszę iść.

Odwróciłam się. Z każdym krokiem czułam się coraz bardziej zdołowana. Nie chciałam go opuszczać, lecz z drugiej strony nie mógł się dowiedzieć o moim uczuciu do niego. Westchnęłam, po czym skierowałam kroki w stronę domu Alex.

***

Nic nie zapowiadało się na przyjście gości więc włączyła sobie telewizje oglądając najnowsze odcinki jej ulubionego serialu „Gotowe na wszystko”.

Ledwo usiadła, gdy ktoś zaczął się dobijać do drzwi. Z cichym westchnięciem, podniosła się z kanapy, po czym poszła otworzyć natarczywej osobie. Nacisnęła klamkę pchając lekki ciężar wrót do siebie. W wejściu stała zapłakana Ann. Wystraszona stanem swej przyjaciółki, wpuściła ją do środka.

Oczami Ann..

Nawet nie zauważyłam, gdy łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. Nie wiedziałam co zrobić. Wszystko wydawało mi się takie trudne. Może nie powinnam się do niego już odzywać, lecz rano to co wydawało mi się dostrzec w jego oczach, było płonącą iskierką nadziei? Czy to możliwe, aby się we mnie zakochał? W końcu doszłam do celu podróży. Weszłam na małe kremowe schody, po czym zapukałam w drzwi. Słyszałam ciche kroki, aż w końcu otworzyły się, ukazując oblicze mojej przyjaciółki. Zszokowana moim samopoczuciem wpuściła mnie do środka.

Usiadłam na kanapie. Popatrzyła na mnie z troską. Zaczęłam jej opowiadać o wczorajszej kolacji.

***

Gdy skończyłam, łzy zaczęły na nowo spływać po moich policzkach.

    - Nie płacz, przecież on cię przytulił, pozwolił ci spać u siebie, zaprosił cię na kolację do własnego domu. Myślisz, że jakby mu nie zależało to by cię zaprosił? Nie.. bo mu się podobasz i zresztą ze wzajemnością.

    - Masz rację nie powinnam tak histeryzować. Dobra, a teraz musimy pojechać w końcu do tego szpitala – rzekła, wycierając łzy.

Alex westchnęła, po czym wsiadły do samochodu i ruszyły w kierunku kliniki.

Dojechały na miejsce. Zaparkowały, po czym poszły do Sali, w której leżały dziewczyny.

Weszły do środka.

    - Po co tu przyszłyście?! Nie ma cię dość? Przez ciebie straciłam czucie w nodze, a to tylko przez to, że musiałam jechać na te Twoje głupie urodziny. – Skierowała wzrok ku brunetce.

    - To się nie stało na imprezie tylko na drugi dzień, nie kazałam Ci jeździć motorem. Adrienne Tobie też to przeszkadza? – zapytała coraz bardziej smutniejąc.

    - To jest Twoja wina. Za tydzień mnie wypisują i proszę nie przychodźcie do nas.

    - Nie pozwolę wam osądzać Alex! Ona nie jest niczemu winna. Po tobie Angelina mogłam się tego spodziewać, ale po Tobie nigdy. – Chciałam krzyczeć, lecz nie mogłam. jak mogą tak mówić na moja najlepszą przyjaciółkę? Do tej pory za nie także je uważałam, lecz teraz się to zmieniło – myślała.

Oczami Alex…

Nie spodziewałam się tego po nich nawet w najgorszych koszmarach. Musiałam jak najszybciej stąd uciec, nie mogłam znieść tego pełnego wyrzutów spojrzenia. Wybiegłam najszybciej jak się dało. Z tyłu usłyszałam krzyki Ann, lecz nie zdążyłam usłyszeć wypowiadanych przez nią słów. Poczułam łzy na swoich policzkach. Adrienne była moja najlepszą przyjaciółka zaraz po Ann jak mogła mi to zrobić? A Angelina jak mogła być taką zimną suką…? Biegłam po korytarzu nie zauważając ludzi, krzyczeli coś w oddali, ale zagłuszał to wszystko mój płacz. Coraz bardziej opadałam z sił. Nagle poczułam jakiś ciężar, upadałam. Nie zdążyłam się zderzyć z zimnymi kafelkami, gdy silne i stanowcze ramiona podniosły mnie. Chciałam spojrzeć na wybawcę, lecz ten przytulił mnie do siebie. Zaczął mówić uspokajającym głosem. Nie mogłam sobie przypomnieć skąd znam ten dźwięk. Nie wiedząc co robię jeszcze bardziej do niego przylgnęłam. Co się ze mną dzieje? W końcu się opamiętałam i wyrwałam z jego przyjemnie silnych ramion.