Komentujesz = dzięki temu mam wenę i przepełnia mnie ogromne szczęście = nowe pomysły = lepszy rozdział.
Zachęcam do zadawania pytań: http://ask.fm/Amy25082
******
Opierałam głowę o silne ramię
Dominica. Było mi tak dobrze. Nie chciałam niczego zmieniać. Niech pozostanie
tak na zawsze… To niestety marzenia, które się nie spełnią, lecz jak każdy,
miałam cichą nadzieję, że jednak da się coś zrobić.
Poczułam delikatny ruch mojego chłopaka.
Rozkoszowałam się tymi czynami. Nigdy nie pomyślałabym, że mogę zakochać się na
zabój w Dominicu Whitmanie. Czas zmienia ludzi, marzenia, a także uczucia.
Teraz wiem, że dorosłam do posiadania mężczyzny. Mojego mężczyzny… Zabrałam
głowę z jego ramienia, odwracając twarz w stronę chłopaka. Był wyraźnie
zamyślony. Chciałam, aby na mnie popatrzył, zwrócił uwagę, lecz nic nie
działało, żadne lekkie szarpnięcie. W
końcu chciałam pocałować go w policzek, lecz on odwrócił głowę. Natrafiłam na
usta. Były słodkie jak malina. Z ogromną delikatnością muskały moje, które
spragnione czułości domagały się więcej i więcej. Subtelny całus przerodził się
w głęboki i pełen namiętności pocałunek. Czułam, jak palce Dominica natrafiają
na bluzkę. Ściągnął ją, rzucając w najdalszy kąt pokoju. Następnie przeszkodził
mu mój stanik, który miał już odpinać. Wiedziałam, że brunet jest rozpalony, ale
przeszkodziłam mu w tym, namiętnie całując. Teraz była moja kolej. Składałam delikatne całusy na jego nagiej klacie. Tak jak myślałam, szatyn nie wytrzymał. Teraz ja
znajdowałam się pod nim. Zaczął całować mnie po szyi, a potem coraz niżej i
niżej. Miał już wreszcie rozpiąć biustonosz, gdy ktoś wszedł do pokoju. Z
szybkością karabinu maszynowego odwróciłam się w stronę dobiegającego głosu.
- Ups… Przepraszamy, że wam
przeszkodziliśmy. – Eddy i Ann mieli już zamiar wyjść, ale ja ich zatrzymałam,
szybko wskakując pod kołdrę. Dominic nie przejęty
wtargnięciem gości, szybko mnie przytulił, zaczynając dyskusję o jego stanie z
przyjacielem. Zmieszana odwróciłam twarz, nie mogąc dłużej patrzeć w oczy Ann.
Nie powinna tego widzieć.
- Alex, możemy porozmawiać? – zapytała, a ja
wreszcie podniosłam wzrok. Kiwnęłam głową. Przyjaciółka przyniosła mi lekko
pogniecioną bluzkę leżącą tam, gdzie rzucił ją Dominic. Szybko włożyłam
ubranie na siebie, po czym udałam się na korytarz, wcześniej wyjaśniając
Dominicowi powód, dla którego muszę go na chwilę opuścić.
Wyszedłszy na korytarz, od razu przeszłam do
rzeczy.
- O co chodzi? – zapytałam, próbując zdobyć się na uśmiech.
- Eddy zaproponował mi wspólne mieszkanie i
chciałam się zapytać, czy mogę przyjąć jego zaproszenie. Wiem, przez teraz
przechodzisz, dlatego jeżeli chcesz, mogę zostać. – Od razu jej przerwałam,
mówiąc:
- Nie ma mowy. Jedźmy do domu, pomogę ci się
pakować. – Uśmiechnęła się do mnie, na co odpowiedziałam jej tym samym.
Weszłam do sali, w której leżał Dominic, pokrótce wyjaśniłam mu wszystko. Pożegnałam go krótkim całusem, po czym wraz z
Ann wyszłam ze szpitala, kierując się w stronę samochodu przyjaciółki.
Nawet nie doszłyśmy do niego, gdy drogę
przeciął nam pewien mężczyzna, którego nie znałam, lecz Ann chyba tak, biorąc
pod uwagę jej wystraszony wzrok.
******
Teraz, gdy czytam to po raz setny zauważyłam, że pełno w tym rozdziale niedomówień. Nie podoba mi się i nic z tym nie zrobię już niestety... Jak zacznę pisać wszystko od początku to pewnie całą fabułę pozmieniam, a przecież mam już zakończenie... :D Właśnie apropos zakończenia... Zostały nam jeszcze tylko cztery rozdziały plus epilog. Trudno będzie mi się rozstawać z tymi bohaterami, ale kiedyś muszę... Nie mogę tego niezbyt dobrego opowiadania ciągnąć w nieskończoność...
Rozdział dedykuje Marianne. Tak, wiem, że są bardzo krótkie rozdziały, aczkolwiek wtedy, kiedy to pisałam nie stać było mnie na dłuższe :). Dziękuję za to, że w ogóle zdecydowałaś się wejść na mojego bloga! :)
Życzę wszystkim miłego dnia ;)