"Tonem podstawowym w harmonii rodzinnej musi być zawsze krzyk dziecka, inaczej będzie brakować najważniejszego głosu."
Johann Nepomuk Nestroy
Był
piękny słoneczny poranek. Na niebie nie było ani jednej chmury, a ptaki wesoło
poćwierkiwały w swych gniazdach. Kwitnące, barwne kwiaty tonęły w promieniach złocistego
słońca, a z rozłożystych, zielonych drzew zwisały dojrzałe owoce. Niby
zwyczajny dzień, a tliło się w nim tyle magii i szczęścia...
Londyńską ulice przemierzała
śliczna blondynka. Uśmiechem obdarzała każdego przechodnia, który ją mijał.
Była ogromnie szczęśliwa, gdyż wreszcie miała okazję postawić się rodzicom. Już
widziała jak matka zareaguje na jej wieści. Miała nadzieję, że teraz pozwolą
jej spełniać swoje marzenia. Pragnęła tego, jak niczego innego na świecie. Od
dziecka marzyła o pracy weterynarza, a dziś, gdy już skończyła studia
weterynaryjne drzwi do osiągnięcia tego, czego pragnie stanęły przed nią
otworem. Wreszcie miała szansę być szczęśliwa. Nie tak, jak dotychczas robić
coś pod ludzkie dyktando. Nareszcie czuła się wolna.
Matka Laury nigdy nie
pozwoliłaby włożyć jej letniej, czerwonej sukienki z odkrytymi plecami, która
tak bardzo podobała się dziewczynie. Ten ubiór miał ją jeszcze bardziej
zdenerwować, a dziewczyna w końcu miała być wolna... Tym strojem chciała
podkreślić swoją niezależność nad nią. Weszła do domu, wcześniej mijając
przepiękny ogród, który obfitował rozmaitymi rodzajami kwiatów. Odetchnęła
lekko, po czym udała się do kuchni, z nadzieją na znalezienie ojczyma oraz
matki. Siedzieli tam o czymś zawzięcie dyskutując, jednak gdy ujrzeli blondynkę
od razu umilkli, jakby wcześniej o niczym ważnym nie rozmawiali. Usiadła obok
nich, a Dafne wyczuwając przybycie swojej pani przybiegła do kuchni, stając
wiernie przy jej boku. Miley od razu zaczęła prawić córce morały na temat
przyzwoitych ubrań.
- Dziewczyny w twoim wieku umieją utrzymać
fason, a ty nie bardzo, patrząc na twoje podejście do ubioru. Przynosisz wstyd
naszej rodzinie! - rzekła zdenerwowana. Blondynka przewróciła oczami, bowiem matka
doprowadzała ją już z tymi radami do furii.
- Mamo... Muszę wam coś powiedzieć -
powiedziała lekko roztrzęsionym głosem.
Ojczym wraz z matką Laury spojrzeli na siebie zdziwieni, lecz dziewczyna
dalej kontynuowała, nie pozwalając rzec słowa
rodzicielce. - Oczywiście nie pamiętacie o tym, że dzisiaj skończyłam
studia. - Ojczym nie pozwolił jej dojść do słowa.
- To świetnie! Możemy w końcu wprowadzić
cię w sprawy naszego banku, przecież masz go prowadzić, gdy ja już będę stary.
Opowiedz mi czego się nauczyłaś na tych swoich studiach finansowo
ubezpieczeniowych? - zapytał zadowolony z siebie.
- Dopiero teraz o to pytasz?! Dla twojej
wiadomości wcale nie byłam na tych studiach, powiedziałam wam to, tylko dlatego
że nie pozwolilibyście mi iść na studia weterynaryjne. Dla was liczy się tylko
bank, ja nigdy nie będę ważna... Jesteście tylko głupimi i ślepymi bogaczami,
którzy myślą że kasa może zdziałać cuda. W rzeczywistości tak nie jest, przecież to nie jest aż tak ważne... -
powiedziała już cichszym głosem. Ojczym blondynki wściekł się na jej słowa jak
nigdy dotąd.
- Jak możesz tak mówić o ludziach którzy
cię wychowali? Czy ty się nic nie nauczyłaś przez te wszystkie lata? Jesteś
tylko bezczelną dziewuchą, nieznającą się na życiu! - Wykrzyczał, uderzając
dziewczynę w twarz. - Masz szlaban i na zawsze zapomnij o pracy weterynarza!
Blondynka
szybko pobiegła do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Nie chciała już
zostać w tym domu ani dnia dłużej. Z łzami w oczach wyciągnęła walizkę, nie
zdążyła nic do niej spakować, gdy zza drzwi wydobył się cichy pisk. Wpuściła
Daisy do środka, po czym znów trzasnęła drzwiami. Położyła się na łóżku, a wraz
z nią jej ukochany pies.
- Dlaczego oni nic nie rozumieją? Czy
przynajmniej przez jeden dzień nie mogłabym mieć normalnej rodziny? - zapytała,
głaszcząc suczkę. Daisy zaszczekała głośno podnosząc piłeczkę. Laura dodała:
- Przykro mi Daisy, ale nie zabiorę cię dzisiaj na spacer. - Na te słowa pies odłożył piłkę na miejsce, zaczynając się wpatrywać w poczynania swojej pani. Niebieskooka położyła walizkę na łóżku, pakując do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Włożyła tam między innymi sukienki, wygodne spodnie, bluzki i oczywiście nie mogło zabraknąć miejsca dla jej ukochanych szpilek.
- Przykro mi Daisy, ale nie zabiorę cię dzisiaj na spacer. - Na te słowa pies odłożył piłkę na miejsce, zaczynając się wpatrywać w poczynania swojej pani. Niebieskooka położyła walizkę na łóżku, pakując do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Włożyła tam między innymi sukienki, wygodne spodnie, bluzki i oczywiście nie mogło zabraknąć miejsca dla jej ukochanych szpilek.
Wyczerpana
upadła na fotel, aby odpocząć. Po chwili wstała, próbując zasunąć walizkę, lecz
za nic w świecie nie chciała się zamknąć. Wreszcie po kilku próbach udało jej
się. Ze swojej skrytki wyciągnęła pieniądze, które zbierała już od dziecka. Z
taką ilością funduszy mogła jechać nawet na koniec świata. Od razu przyszła jej
na myśl ukochana babcia, za którą bardzo tęskni. Po kilku minutach już
wiedziała gdzie się uda... Z szafy wyciągnęła ostatnią rzecz, a mianowicie
torebkę, do której włożyła pieniądze, rodowód Daisy, paszporty oraz wiele
innych rzeczy, które były niezbędne podczas podróży. Teraz musiała tylko czekać do
momentu, aż się ściemni i wszyscy zasną.
******
Wiem, że rozdział nie jest bardzo długi, bo tylko jedna i pół strony w wordzie, ale właśnie tak wyobrażałam sobie pierwszy rozdział i nie chciałam już nic w nim zmieniać :). Mogę Wam obiecać, że następny na pewno będzie dłuższy ;).
Rozdział jest niestety nie sprawdzony. Przepraszam za błędy.
Wesołych Świąt!
Wesołych Świąt!
Przypominam, żeby komentarze o nowych rozdziałach zamieszczać w odpowiedniej do tego zakładce, bo później o nich zapominam.