21 grudnia 2014

Rozdział I

"Tonem podstawowym w harmonii rodzinnej musi być zawsze krzyk dziecka, inaczej będzie brakować najważniejszego głosu."

Johann Nepomuk Nestroy


Był piękny słoneczny poranek. Na niebie nie było ani jednej chmury, a ptaki wesoło poćwierkiwały w swych gniazdach. Kwitnące, barwne  kwiaty tonęły w promieniach złocistego słońca, a z rozłożystych, zielonych drzew zwisały dojrzałe owoce. Niby zwyczajny dzień, a tliło się w nim tyle magii i szczęścia...
                Londyńską ulice przemierzała śliczna blondynka. Uśmiechem obdarzała każdego przechodnia, który ją mijał. Była ogromnie szczęśliwa, gdyż wreszcie miała okazję postawić się rodzicom. Już widziała jak matka zareaguje na jej wieści. Miała nadzieję, że teraz pozwolą jej spełniać swoje marzenia. Pragnęła tego, jak niczego innego na świecie. Od dziecka marzyła o pracy weterynarza, a dziś, gdy już skończyła studia weterynaryjne drzwi do osiągnięcia tego, czego pragnie stanęły przed nią otworem. Wreszcie miała szansę być szczęśliwa. Nie tak, jak dotychczas robić coś pod ludzkie dyktando. Nareszcie czuła się wolna. 
Matka Laury nigdy nie pozwoliłaby włożyć jej letniej, czerwonej sukienki z odkrytymi plecami, która tak bardzo podobała się dziewczynie. Ten ubiór miał ją jeszcze bardziej zdenerwować, a dziewczyna w końcu miała być wolna... Tym strojem chciała podkreślić swoją niezależność nad nią. Weszła do domu, wcześniej mijając przepiękny ogród, który obfitował rozmaitymi rodzajami kwiatów. Odetchnęła lekko, po czym udała się do kuchni, z nadzieją na znalezienie ojczyma oraz matki. Siedzieli tam o czymś zawzięcie dyskutując, jednak gdy ujrzeli blondynkę od razu umilkli, jakby wcześniej o niczym ważnym nie rozmawiali. Usiadła obok nich, a Dafne wyczuwając przybycie swojej pani przybiegła do kuchni, stając wiernie przy jej boku. Miley od razu zaczęła prawić córce morały na temat przyzwoitych ubrań.
   - Dziewczyny w twoim wieku umieją utrzymać fason, a ty nie bardzo, patrząc na twoje podejście do ubioru. Przynosisz wstyd naszej rodzinie! - rzekła zdenerwowana. Blondynka przewróciła oczami,  bowiem matka doprowadzała ją już z tymi radami do furii.
   - Mamo... Muszę wam coś powiedzieć - powiedziała lekko roztrzęsionym głosem.  Ojczym wraz z matką Laury spojrzeli na siebie zdziwieni, lecz dziewczyna dalej kontynuowała, nie pozwalając rzec słowa  rodzicielce. - Oczywiście nie pamiętacie o tym, że dzisiaj skończyłam studia. - Ojczym nie pozwolił jej dojść do słowa.
      - To świetnie! Możemy w końcu wprowadzić cię w sprawy naszego banku, przecież masz go prowadzić, gdy ja już będę stary. Opowiedz mi czego się nauczyłaś na tych swoich studiach finansowo ubezpieczeniowych? - zapytał zadowolony z siebie.
     - Dopiero teraz o to pytasz?! Dla twojej wiadomości wcale nie byłam na tych studiach, powiedziałam wam to, tylko dlatego że nie pozwolilibyście mi iść na studia weterynaryjne. Dla was liczy się tylko bank, ja nigdy nie będę ważna... Jesteście tylko głupimi i ślepymi bogaczami, którzy myślą że kasa może zdziałać cuda. W rzeczywistości tak nie jest,  przecież to nie jest aż tak ważne... - powiedziała już cichszym głosem. Ojczym blondynki wściekł się na jej słowa jak nigdy dotąd.
     - Jak możesz tak mówić o ludziach którzy cię wychowali? Czy ty się nic nie nauczyłaś przez te wszystkie lata? Jesteś tylko bezczelną dziewuchą, nieznającą się na życiu! - Wykrzyczał, uderzając dziewczynę w twarz. - Masz szlaban i na zawsze zapomnij o pracy weterynarza!
Blondynka szybko pobiegła do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Nie chciała już zostać w tym domu ani dnia dłużej. Z łzami w oczach wyciągnęła walizkę, nie zdążyła nic do niej spakować, gdy zza drzwi wydobył się cichy pisk. Wpuściła Daisy do środka, po czym znów trzasnęła drzwiami. Położyła się na łóżku, a wraz z nią jej ukochany pies.
     - Dlaczego oni nic nie rozumieją? Czy przynajmniej przez jeden dzień nie mogłabym mieć normalnej rodziny? - zapytała, głaszcząc suczkę. Daisy zaszczekała głośno podnosząc piłeczkę. Laura dodała:
     - Przykro mi Daisy, ale nie zabiorę cię dzisiaj na spacer. - Na te słowa pies odłożył piłkę na miejsce, zaczynając się wpatrywać w poczynania swojej pani. Niebieskooka położyła walizkę na łóżku,  pakując do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Włożyła tam między innymi sukienki, wygodne spodnie, bluzki i oczywiście nie mogło zabraknąć miejsca dla jej ukochanych szpilek.
                Wyczerpana upadła na fotel, aby odpocząć. Po chwili wstała, próbując zasunąć walizkę, lecz za nic w świecie nie chciała się zamknąć. Wreszcie po kilku próbach udało jej się. Ze swojej skrytki wyciągnęła pieniądze, które zbierała już od dziecka. Z taką ilością funduszy mogła jechać nawet na koniec świata. Od razu przyszła jej na myśl ukochana babcia, za którą bardzo tęskni. Po kilku minutach już wiedziała gdzie się uda... Z szafy wyciągnęła ostatnią rzecz, a mianowicie torebkę, do której włożyła pieniądze, rodowód Daisy, paszporty oraz wiele innych rzeczy, które były niezbędne podczas podróży. Teraz musiała tylko czekać do momentu, aż się ściemni i wszyscy zasną.

******

Wiem, że rozdział nie jest bardzo długi, bo tylko jedna i pół strony w wordzie, ale właśnie tak wyobrażałam sobie pierwszy rozdział i nie chciałam już nic w nim zmieniać :). Mogę Wam obiecać, że następny na pewno będzie dłuższy ;).
Rozdział jest niestety nie sprawdzony. Przepraszam za błędy.
Wesołych Świąt!

Przypominam, żeby komentarze o nowych rozdziałach zamieszczać w odpowiedniej do tego zakładce, bo później o nich zapominam.

7 grudnia 2014

Prolog

"Praw­dzi­wa niena­wiść to dar, które­go człowiek uczy się latami."
Carlos Ruiz Zafón


Pomiędzy dwoma rodami panował konflikt już od wieków. Nikt nie wiedział, co było przyczyną ich wzajemnej nienawiści do siebie. Rodziny od zawsze żyły ze sobą w zgodzie, lecz pewien incydent sprawił, że wszystko się zmieniło. Przyjaciele, którymi w przeszłości się zwali, okazali się swoimi odwiecznymi wrogami. Przy każdej nadarzającej się okazji skakali sobie do gardeł. Ludzie szeptali na ulicach, ciągle zadając sobie pytanie, co przyczyniło się do tak wrogiego nastawienia? Nikt nie był w stanie udzielić odpowiedzi, a gdy ktoś sprowadził rozmowę na ten temat, gospodarze sprytnie omijali tę sprawę, jakby nigdy nie miała miejsca... Po pewnym czasie mieszkańcy przyzwyczaili się do faktu, iż nie poznają prawdy. Mogli się tylko domyślać, lecz ta jakże cenna dla obywateli informacja miała przenigdy nie ujrzeć światła dziennego...

******

Wiem, ze prolog jest krótki, ale chciałam na wstępie przekazać atmosferę panującą pomiędzy rodzinami. Mi się prolog podoba, nie wiem, jak Wam :D
Teraz nie mam czasu, więc raczej szybko skomentować Waszych rozdziałów mi się nie uda. Proszę o cierpliwość :). Komentarz prędzej, czy później się pojawi. 
Jeśli macie jakieś pytania, to proszę pytać. Na wszystkie odpowiem. ;)
Prolog sprawdziła Katja