26 kwietnia 2015

Rozdział XI

"Żyjemy na spokojnej wyspie ignorancji pośród czarnych mórz nieświadomości i wcale nie jest powiedziane, że w swej podróży zawędrujemy daleko."
Zew Cthulhu

Cały czas Miley obwiniała się o ucieczkę swojej córki. Naciskała na nią zbyt mocno, a gdy dowiedziała się, że ta ukończyła studia weterynaryjne, a nie finansowo-ubezpieczeniowe, Miley dostała szału. Laura nie mogła sobie pozwolić na żaden błąd, a właśnie, tak postąpiła według swojej matki. Miley bardzo przejęła się tym, że arystokratki z dobrych rodów mieszają kobietę z błotem, dlatego iż nie potrafiła wychować córki... Musiała wszystko odkręcić, a jej mąż raczej nie poradzi sobie z odnalezieniem Laury. Miley już podejrzewała, gdzie dziewczyna może się znajdować i miała nadzieję, że jej tam nie znajdzie, lecz na razie chciała pozostawić sprawę własnemu biegowi. Jeśli Patrick jej nie odnajdzie, ona weźmie sprawy w swoje ręce.

***

Laura nie uszła zbyt daleko. Nie minęło parę sekund aż,  zorientowała się, że znów się zgubiła. To miejsce zaczynało ją doprowadzać do furii. Kochała morze, ale tyle razy w ciągu paru dni się gubiła, że powoli zaczynał denerwować ją fakt swojej bezradności w takich chwilach. Przystanęła, aby połapać się, gdzie dokładnie się  znajduje.
Złożyła ręce na piersi w geście irytacji. Nie domyśliłaby się, że zaledwie kilka metrów dalej przygląda się jej pewien przystojny brunet.
Arthur wpatrywał się w zdesperowaną kobietę. Dla niego była bardzo komiczną osobą. Po raz drugi zgubiła się w jego obecności i musiał przyznać, że ta dziewczyna nie ma za grosz orientacji w terenie. Znak znajdował się w zasięgu jej wzroku, informując, na jakiej ulicy przebywa, a arystokrata nie mógł zrozumieć, dlaczego kobieta nie patrzy na znaki. Jak dla niego była zbyt nie poradna, ale ciekawiło go, jakby sprawiła się w łóżku. Nie mógł pozbyć się jej ze swoich myśli, marzeń sennych, w których występowała w roli głównej. Już niedługo miał się o tym przekonać, tylko na początku musi się z nią jakoś dogadać. Niestety jego kuzyn wszystko psuje... Jednak był pod wrażeniem jego umiejętności prowadzenia z jakąkolwiek kobietą inteligentnej rozmowy. Sam próbował, lecz nie wychodziło mu to tak dobrze, jak jego krewnemu. Po chwili namyśleń doszedł do wniosku, że powinien spróbować zacząć normalną rozmowę z Laurą.
   — Kolejny raz się zgubiłaś — powiedział tuż przy jej uchu, na co blondynka szybko odskoczyła.
   — Śledzisz mnie? — zapytała podejrzliwie.
Brunet pozostawił pytanie bez odpowiedzi, myśląc tylko o tym, aby poczuć jej usta tuż przy swoich, jednak nie mógł tego zrobić. Jeszcze nie teraz... Musiał zacząć rozmowę.
   — Może... — Zaczął, jednak niebieskooka mu przerwała. — Ja już pójdę — powiedziała pospiesznie, idąc tą samą drogą, którą przyszła z restauracji, jednak Laura o tym nie wiedziała. Arthur dogonił ją, obracając w swoją stronę, jednak ten gwałtowny, niespodziewany ruch spowodował, że Rodriguez postawiła nogę w złym miejscu. Obcas złamał się, a dziewczyna nie przewróciła się tylko, dlatego że brunet nadal trzymał ją w mocnym uścisku.
   — Przynosisz mi pecha... Po raz drugi złamałam przez ciebie obcas — szepnęła, wyszarpując się z jego ramion. Była wściekła. To były jej drugie ulubione buty...
   — Wybacz, ale szłaś w złą stronę, a poza tym zapraszam cię na kolację i nie słyszę słowa sprzeciwu — powiedział pewnie.
   — Wybacz — zironizowała — ale nie zamierzam z tobą iść na żadną kolację. Szybkim krokiem ruszyła boso prosto przed siebie — tym razem w dobrą stronę — wyrzucając do najbliższego kosza białe, złamane szpilki.

***

Nikt nie wiedział, jaki sekret skrywa Delia Rodriguez. Od pamiętnej kłótni z rodziną Washingtonów sprzed kilkunastu laty, nikt nie potrafił rozgryźć tego rodu. Nieprawdopodobne było jednak to, że jeszcze bardziej zamknęli się na otaczający ich świat. Z początku byli ludźmi miłymi i sympatycznymi, lecz w głębi skrywali swoje tajemnice. Niby nic takiego, ale po kłótni ze swoimi przyjaciółmi zaczęli wszystko bardziej skrywać w sobie. Stali się bardzo potężnym, tajemniczym rodem. Do dziś ludzie tworzą różne historie na temat ich sprzeczki lub mrocznych sekretów, które nadal są wśród rodziny Rodriguezów, albo od dawien dawna zostały pogrzebane…

***

Andrew w drodze do pracy rozmyślał o planie Arthura. Po raz kolejny dumał nad tym, jak zniechęcić kuzyna do tej dziewczyny… W głębi duszy chciał, aby to właśnie ona go zmieniła. Była bardzo atrakcyjną i do tego mądrą dziewczyną, gdyby nie był zakochany w innej, być może coś by z tego wynikło…
Musiał jej pomóc. Nie mógł patrzeć na swojego krewnego, który na okrągło zabawiał się z kobietami, a potem, gdy już mu się znudziły, rzucał je w kąt, jak starą, zużytą zabawkę. Nie podobało mu się to i musiał pokrzyżować plany Arthurowi, nawet jeśli miałby się już nie odezwać do niego do końca życia. Laura będzie tego warta, ponieważ nie chciał, aby cierpiała z powodu jego idiotycznego kuzyna. Chciał się z nią zaprzyjaźnić, poznać ją trochę, a Arthur tylko mu to uniemożliwi. Będzie okropnie zazdrosny, dlatego iż z pewnością będzie myślał, że on do niej startuje, a prawda jest zupełnie inna… Nie wiedział, jak zareaguje jego krewny… Nie chciał się kłócić, ale to było nieuniknione, jeśli chciał ocalić Laurę przed nim. Przeszkodzenie im w restauracji było wystarczającym dowodem, że Washington tak szybko nie odpuści. On niestety jeszcze nie miał takiego twardego orzecha do zgryzienia, jakim był charakter tej dziewczyny. Nie dała się omamić, nabrać na jego nędzne gierki i miał nadzieję, że nie da mu się złamać do końca, chociaż kto wie? Może jeśli kuzyn się postara, to zaliczy ją, jak inne, a wtedy Andrew sobie tego nie wybaczy…



WAŻNE!
Ten rozdział miał się pojawić tydzień temu, wiem! Bardzo zaniedbałam tego bloga, ale miałam egzaminy  i niestety musiałam poświęcić bardzo dużo czasu na naukę, ale teraz powoli wszystko będzie wracało do normy :)
Dziękuję wszystkim za wsparcie!
Ten rozdział jeszcze nie jest sprawdzony. Bardzo przepraszam, ale miałam taki straszny młyn, że zapomniałam go wysłać do bety... -,-. Jeżeli zobaczycie jakieś błędy, to bardzo proszę mnie o tym poinformować ;).
Mam u Was straszne zaległości, więc powoli będę je nadrabiać. 
Jeżeli nie mam linku bloga, w którym mam zaległości w spamie, to bardzo proszę, aby  autor/ka mnie o tym poinformował/a w tej zakładce :). 
Proszę o cierpliwość. Na pewno wszystkich rozdziałów od zaraz nie skomentuje ;)

5 kwietnia 2015

Rozdział X

"Choćbyśmy trzy­mali się wier­nie podręczników, spra­wowa­li nadzór nad ser­cem, postępo­wali zgod­nie z góry us­ta­lonym pla­nem - wszys­tko to nie zda się na nic. Bo­wiem o wszys­tkim de­cydu­je ser­ce i ono us­ta­nawia prawa."
Paulo Coelho

Beatrice siedziała na ziemi, a koło niej walały się odłamki szkła. Słone łzy spływały po jej policzkach. Wiedziała, że Arthur jej nie kocha, ona sama nie czuła do niego nawet szczypty sympatii. Musiała z nim być ze względu na jego stan majątkowy, poza tym był bardzo przystojny, mógł zapewnić jej bezpieczeństwo oraz zrobić wszystko, czego zapragnie. Już teraz wie, że nie odda go żadne innej kobiecie za nic w świecie. Była szczęśliwa, chodząc codziennie na zakupy, wystawy. Mogła sobie pozwolić na wszystko. Podejrzewała, że chłopak może się jej niedługo oświadczyć i była z tego faktu bardzo zadowolona. Miała pewność, że jej nie zdradzi, sama tego dopilnuje, gdy tylko za niego wyjdzie. Miała taką nadzieję, jednak dzisiejszego ranka paskudnie ją potraktował. Brunet wyszedł z pokoju, nie odzywając się ani słowem. Ominął kobietę, jakby była jakąś cholerną przeszkodą. To zaburzyło jej wyidealizowane marzenia o nim.  Sądziła, że będzie bardziej czuły względem niej, ale pomyliła się. Bolało ją to. Zawsze pragnęła mieć u swego boku mężczyznę, przy którym będzie czuła się bezpieczna, a przede wszystkim kochana. Za wszelką cenę chciała zatrzymać Arthura przy sobie, choć nic do niego nie czuła. Robiła to wszystko dla pieniędzy, a także nie chciała złamać obietnicy złożonej ojcu... Wymógł ją na nie... Pragnął, aby trzymała tego mężczyznę, jak najbliżej siebie, ponieważ on może zapewnić dziewczynie przyszłość, o jakiej zawsze marzyła. Powtarzał Beatrice, że taka okazja może się już nigdy więcej nie powtórzyć... Mimo że jest arystokratką - bogatą - pragnęła, aby przyszły mąż był od niej majętniejszy. Jeśli zdradziłby ją, mogłaby w każdej chwili odebrać mu wszystkie pieniądze, nie zostawiłaby mu nic... Miała już zastawioną pułapkę na tego nic niespodziewającego się mężczyznę. Musiała tylko pociągnąć trochę za sznurki...

***

Pomiędzy kęsami Andrew opowiadał dziewczynie kawały, z których śmiała się do rozpuku. Laura bardzo chciała poznać bliżej mężczyznę. Zrobił na niej doskonałe wrażenie i pragnęła na dłużej podtrzymać tę znajomość, a kto wie może kiedyś, będą tworzyli zgraną parę? Nie obchodził jej wygląd, lecz prezentował się bardzo przystojnie... Nawet kogoś jej przypomniał, ale nie była w stanie przypomnieć sobie kogo, teraz liczyła się tylko ta chwila...
                Po pewnym momencie usłyszeli zdziwionego Arthura, który nie spodziewał się spotkać w tym miejscu swojego kuzyna.
   - Andrew co ty tutaj robisz? Przecież miałeś być w pracy - powiedział groźnie, zauważając Laurę, na co jeszcze bardziej się wkurzył. Nie mógł pozwolić, aby krewny sprzątnął mu dziewczynę sprzed nosa. Za bardzo chciał ją mieć, by oddać ją kuzynowi. Ona jest moja - pomyślał. Miał wielką ochotę porozmawiać z nim na osobności, aby mu wytłumaczyć powagę sytuacji, lecz nie mógł jeszcze tego zrobić.  Zazdrościł mu, że z taką łatwością z nią rozmawia, śmieje się, a do niego czuła, jak sądził tylko odrazę. Obiecał sobie w duchu, że postara się zawalczyć o tą małą, rozkapryszoną blondynkę, a potem szybko ją rzuci i nigdy już jej nie spotka. Lubił "niedostępne" panienki, a ta najwidoczniej tylko grała, jak wszystkie inne.
Na złość swojemu kuzynowi rozsiadł się na krześle obok Laury. Andrew wzniósł oczy ku górze. Od lat znosił wszystkie fanaberie kuzyna, ale coraz bardziej zaczynał go irytować swoją osobą. Andrew nienawidzi, gdy traktuje kobiety przedmiotowo, a widział po nim, że dziewczyna siedząca obok niego, może być jego kolejną zdobyczą. Nie pozwoli na to, ponieważ przez te dwie godziny poznał trochę jej charakter i był pewien, że jest ona bardzo sympatyczną i inteligentną osobą. Nie miał pojęcia, czy Laura ulegnie Arthurowi, jego krewny łamał serca, nawet najbardziej odpornym dziewczynom na zaloty kuzyna.... Arthur od dziecka dostawał czego chciał, a kobiety były dla niego rozrywką od codziennej rutyny. Niestety dzisiaj nie mógł pomóc dziewczynie, ponieważ kuzyn przypomniał mu o pracy, w której miał się zjawić dokładnie za czterdzieści minut, a nie mógł pozwolić sobie na spóźnienie. Pożegnał się szybko z Laurą, dając jej numer swojego telefonu, na wypadek, gdyby kiedyś potrzebowała pomocy, a z Arthurem wymienił uścisk dłoni.
Brunet był bardzo zadowolony z takiego obrotu sprawy. Został sam na sam z dziewczyną i wreszcie mógł powoli wprowadzać swój plan w życie.
   - Ja już pójdę - rzekła, wkładając płaszcz.
   - Na pewno nie znasz drogi powrotnej, chyba że masz dobrą pamięć, a poza tym, po co się tak śpieszyć? - zapytał Arthur.
   - Jakoś sobie poradzę. Cześć - powiedziała, zasuwając krzesło. Po chwili dało się słyszeć delikatne trzaśnięcie drzwiami restauracji. Brunet wstał nerwowo,  po czym podążył za dziewczyną.
Laura zdawała sobie sprawę, że może się po raz kolejny zgubić, w końcu nie pamiętała drogi powrotnej, a nie chciała prosić mężczyzny o pomoc, bo nie czuła się zbyt pewnie w jego obecności. Jak jej się wydawało, był raczej typem kobieciarza, a ona nie miała zamiaru znaleźć się w sidłach Arthura, o ile jeszcze się tam nie znalazła... Może on już ma jakiś plan? A nóż ma jakieś asy w rękawie, o których nie wie? Zastanawiała się, co by zrobiła, gdyby okazało się, że wie o ucieczce i w ramach zemsty poinformował jej rodziców o miejscu, w którym się teraz znajduje. Wtedy byłaby skończona. Po dłuższej chwili udała swój pomysł za niedorzeczny i nakazała sobie nie myśleć już o tym przez najbliższy czas.

***

Lucas po raz kolejny myślał nad tym, gdzie mogłaby udać się Laura. Żadne konkretne miejsce nie przychodziło mu do głowy. Palce go świerzbiły, aby tylko wziąć telefon do ręki i zadzwonić do dobrego detektywa, jednak ojciec dziewczyny zabronił mu tego.

Wszyscy byli wstrząśnięci ucieczką blondynki, żaden się po niej tego nie spodziewał. Lucas teraz miał dowód na to, że przysłowie " cicha woda brzegi rwie" jest prawdziwe. Najgorsze jednak było to, że chłopak był w niej zakochany niemal od pierwszego wejrzenia. Nie chciał jej stracić i bał się, że mogła znaleźć innego, dlatego uciekła, ale przecież Patrick mówił mu, że jego "córka" marzy, tylko aby wyjść za niego... Nie wiedział wszystkiego, ale był pewien, że jeśli ją znajdzie gorzko tego pożałuje.

******

Rozdział pierwszy raz od jakiegoś czasu naprawdę mi się podoba :D. Niestety nie jest on jeszcze sprawdzony przez betę, ale postaram się go poprawić, jak najszybciej.
Poprzednie rozdziały są poprawione.

Strasznie mi wstyd! Nie komentuje Waszych rozdziałów, a Wy zadajecie sobie ten trud i komentujecie moje :). Dziękuję! Obiecuję, że gdy tylko znajdę czas, to nadrobię wszystkie zaległości.