20 lipca 2015

Rozdział XVI

Rozdział XVI
"Nie is­tnieje coś ta­kiego jak dos­ko­nałość. Świat nie jest dos­ko­nały. I dla­tego jest piękny."
Hiromu Arakawa

Promienie słońca wpadały do pokoju poprzez niestarannie przykryte płachtą okna. Oświetlały pomieszczenie, w którym, na pierwszy rzut oka można było zobaczyć zbierający się kurz na podłodze. Pokój ten nie wyróżniał się zbytnio spośród innych. Ściany pomalowane niegdyś na jasnozielono, lecz z czasem kolor zaczął blaknąć i teraz przypominał zgniłą zieleń. Przy każdym, nawet delikatnym, kroku drewno przeraźliwie trzeszczało. Puste pomieszczenia bardziej przypominały w tej chwili stodołę niż pokój. Przed dziewczyną czekała jeszcze masa roboty...
Stojąca na środku pomieszczenia dziewczyna, ubrana w białą, zwiewną sukienkę w kwieciste wzory oraz szare szpilki, rozglądała się po budynku. Szeroki uśmiech zagościł na jej twarzy, gdy wyobraziła sobie wyremontowane pokoje z pełnym wyposażeniem.
   — Jak ci się podoba? — zapytała podekscytowana Cassandra. Miała wielką nadzieję na to, że Laura się zgodzi i podpisze umowę, którą kobieta miała schowaną w torebce.
   — Gdy odnowie wszystko — będzie pięknie, przynajmniej mam taką nadzieję. Tutaj będzie wejście, tu będę przyjmować pacjentów, a tam będę się opiekować zwierzakami, które będą potrzebowały stałej opieki. — Wskazywała poszczególne pokoje. — Chcę podpisać umowę. — Cass była pod wrażeniem. Świetnie to zaplanowała, ale czekała na dzień, w którym Laura otworzy ośrodek i zacznie przyjmować pierwszych pacjentów.
   — Znam świetnych fachowców, którzy zajęliby się wnętrzem — pomalowali ściany, wprawili panele itp. Mogę do nich zadzwonić, jeśli chcesz — zaproponowała. Blondynka energicznie kiwnęła głową z aprobatą. Wszystko szło po jej myśli.

***

W ogromnym budynku znajdującym się kilkanaście mil dalej od Polski, kłóciło się wieloletnie małżeństwo. Po raz kolejny można było wyczuć w tym budynku wysokie napięcie. Miley bała się uczynić choćby krok w stronę swojego męża, który chodził nabuzowany po całym domu. W ciągu kilku dni zniszczył kilka cennych wazonów, które stały tam od wieków. Kobieta nie wybaczyłaby mu tego za nic w świecie, gdyby nie okoliczności...
   — Ile można szukać jednej, głupiej dziewuchy?! Lucas powinien ją już dawno znaleźć — wycedził z furią w oczach.
   — Kochanie, na pewno ją znajdziemy, a kto wie? Może sama raczy nas odwiedzić? — Próbowała uspokoić mężczyznę.
   — Obyś miała rację. — Odetchnął, po czym usiadł na kanapie, włączając telewizor.
   — Przyprowadzę ją z powrotem do domu, choćbym miała zrobić to siłą — szepnęła do siebie. 

***

Andrew przemyślał sobie wszystko i doszedł do wniosku, że tak dużej być nie może. Musi wziąć się w garść i przemówić do rozumu swojemu młodszemu kuzynowi. Dźwignął się z miękkiej kanapy,  po czym wyszedł na zalaną słońcem ulicę w celu złożenia wizyty Arthurowi.
Po kilkunastu minutach był już na miejscu. Zastukał w drzwi potężną kołatką w kształcie lwa. Po dość długim dla niego momencie ujrzał Arthura, który nie był zadowolony widokiem swojego kuzyna, jednak wpuścił go. Andrew zajął miejsce przy kominku, zastanawiając się, jak zacząć rozmowę. Arthur usiadł obok Andrew, oczekując powodu dzięki któremu tu przybył.
   — Nie podoba mi się to, jak zachowujesz się wobec kobiet — zaczął, a brunet zaśmiał się cicho, mówiąc: — Już to przerabialiśmy...
   — Laura nie może być twoją nową zdobyczą. Widziałem, jak się na nią patrzysz, jeśli chcesz się w końcu ustatkować to podjąłeś dobry wybór, ale z tym wiążą się pewne problemy... Nasza rodzina nie pozwoli nam się ożenić z dziewczyną w której nie płynie szlachecka krew, ale poprę cię, a jeżeli chcesz ją tylko zaciągnąć do łóżka... Nie pozwolę ci na to — rzekł pewnie.
   — To o nią ci chodzi... Andrew, zawsze pomiędzy nami stawały kobiety i twoje pouczające słowa, abym je szanował. Mnie jedna, jedyna osoba, którą pragnąłem nie szanowała i jak na tym wyszedłem? — krzyknął.
   — Nie wiedziałem o tym... Nigdy mi o tym nie mówiłeś. Nie każda kobieta jest taka sama, że jedna cię zostawiła, nie oznacza, że inne też tak zrobią. Chcesz się zemścić na wszystkich kobietach za to, że jedna odeszła od ciebie? To nie fair.
   — Oczywiście, że nie wiedziałeś! Nikomu nie chciałem o tym mówić... Wszystkie są takie same i nawet nie próbuj mi tego wyperswadować z głowy. Nic o niej nie wiesz, nie znasz całej historii, więc się nie wymądrzaj.
   — To mi ją opowiedz — poprosił, ale Arthur pokręcił przecząco głową. — Laurę traktujęjak przyjaciółkę chociaż nie wiem, czy mogę tak o niej rzec, patrząc na to, że tylko jeden raz z nią rozmawiałem, ale wydaje się bardzo sympatyczna, więc nie pozwolę ci jej skrzywdzić. Nie będzie kolejną twoją zdobyczą.
   — Kobiety nas poróżniły. Dlaczego tak się zmieniłeś? Nie poznaje cię. Jeszcze trzy lata temu byłeś skłonny do tego samego czynu co ja, a teraz nie chcesz mieć nic wspólnego z tym, co robiłeś... Nie chcę się z tobą kłócić, bo jesteś moim przyjacielem i rodziną w jednym, ale nie pozostawiasz mi w takim razie wyboru. Wiesz, że ja nigdy nie przekonam się do kobiet. One są podłe i tylko czekają aż popełnisz jeden błąd i cię zniszczą. Wszystko... Twoje uczucia zmieszają z błotem i pozostawią na pastwę losu i złamanego serca. Nie chcę drugi raz tego przeżyć i nie zamierzam cię słuchać.
   — Arthur... Przepraszam, ale nie mogę patrzeć, jak krzywdzisz Laurę. Nie uda ci się to. 
   — Wszystko kręci się wokół Laury. Zakochałeś się? — zapytał rozgoryczony. Nie chciał rezygnować ze swojego planu, lecz, jeśli jego kuzyn zadurzył się w blondynce, był skłonny ją sobie odpuścić.
   — Nie. To moja przyjaciółka... Rób co chcesz, tylko jej nie skrzywdź, proszę cię. Nie chcę, aby między nami były jakieś nie porozumienia. Wybacz, ale musiałem tak postąpić — dodał, wyciągając rękę na zgodę, którą po dłuższej chwili Arthur uścisnął. Ściskając dłoń swojego kuzyna, poczuł lekki zapach alkoholu.
   — Piłeś — stwierdził. — Dlaczego? Co się dzieje? Od trzech lat nie lubujesz w alkoholu i nie wiem dlaczego to zmieniło się.
      — Nie ważne. Przemyśl sobie moje słowa. Jutro wrócę i porozmawiamy o tym jak mężczyzna z mężczyzną — rzekł.
Wyszedł, zostawiając Arthura z własnymi myślami. Brunet wiedział, że nie może stracić kuzyna, przyjaciela i najlepszą opcją będzie kłamstwo, którym go uspokoi. Dla niego drugiej opcji nie było, a nawet jeśli by się znalazła, nie chciał myśleć nad inną możliwością.

***

Cassandra wraz z Laurą siedziały w ulubionym miejscu kobiety. Cass uważała ją za przyjaciółkę i była pewna, że nikomu nie zdradzi jej sekretu. Nigdy nikomu nie pokazywała swojego tajemniczego miejsca, bo żaden człowiek na to nie zasłużył, aż do teraz...
Zawsze była osobą otwartą na bliższe kontakty z ludźmi, ale bała się ponownego zranienia, jak chyba każdy... Kilka miesięcy wcześniej zdała sobie sprawę z tego, że nie może siedzieć cicho, do nikogo się w tym mieście nie odzywając. Trzeba zacząć żyć i pozostawić za sobą stare życie. Wtedy była w stanie iść na przód i nie bać się przeciwnościom losu. Teraz przeszłość wróciła... Wspomnienia wróciły, które nawet po dwóch latach były dla niej niezwykle świeże. Musiała to wyrzucić z siebie, opowiedzieć całą historię Laurze, ale nie była w stanie tego zrobić. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie zdolna temu podołać. To ponad jej siły. Przypominać sobie wszystko, czego tak bardzo nie chciała pamiętać. Pragnęła wymazać wcześniejsze życie z pamięci, ale najzwyczajniej w świecie nie potrafiła tego zrobić. Nie mogła po raz drugi zamknąć się w sobie, nie dopuszczając do siebie ludzi. To nie w jej stylu. Nigdy tak nie rozwiązywała problemów. Zazwyczaj spotykała się z przyjaciółmi, rozwiązywała ich problemy, a od swoich trzymała się z daleka. Niestety tutaj nie mogła tak postąpić. Obiecała sobie zmienić swoje życie na lepsze i takie miało być, ale ból na wspomnienie tamtych chwil powrócił i znów musiała się go w jakiś sposób pozbyć...
Laura zachwycała się pięknem przyrody. Ciemne schody prowadziły do zakątka Cass, którego dziewczyna strzegła jak oka w głowie. Poręcz oplatały  białe, rozkwitnięte róże. Za schodami znajdował się wysoki mur różnorodnych kwiatów, to właśnie dzięki nim nie widać było szczególnego miejsca Cassandry. Wyglądało to tak, jakby to ogrodzenie strzegło ten zakątek przed wszelkim złem tego świata, chociaż nie wiedziała, jak to możliwe, bowiem mur osłaniał tylko prawą część oraz tylną całego obszaru. Pod schodami można było ujrzeć wielki koc z postacią tygrysa pośrodku, a na nim czerwone poduszk. To było jedyne miejsce w ogrodzie, które dawało choć trochę cienia, jak zauważyła później blondynka. Niestety nic więcej nie zobaczyła, ponieważ to miejsce przysłaniała kępa białych róż, które delikatnie zwisały z poręczy, tworząc osłonę. Po środku małego ogrodu znajdował się mały, drewniany stolik z dwiema pufami, na których został namalowany czerwony feniks W tym momencie Laura ogromnie zazdrościła Cass takiego cudownego miejsca. Wszystko wyglądało tak, jakby zostało rodem wyjęte z bajki... Natomiast po lewej stronie znajdowało się niskie, czarne ogrodzenie sięgające Laurze powyżej pasa. Barierka zakończona została ostrymi łukami. Ciągnęły się po niej różne wzory, które na rogach pozostały pogrubione, tworząc wzór w kształcie liścia. Ogrodzenie ciągnęło się do małych schodków prowadzących do morza, oddalonego o zaledwie sto metrów. Balustrada chroniła przed upadnięciem w otchłań jeziora, który prowadziło prosto do morza. Mimo iż jezioro było dość wąskie, liczyło sobie trzy metry głębokości. Powyżej można było ujrzeć niewielki wodospad, który dodawał uroku temu miejscu.  Laurę oczarowała moc bijąca od tego miejsca. Wsłuchiwała się w delikatny szum fal obijających się o małe skały, śpiew ptaków, brzęczenie pszczół, pragnących, jak najszybciej dotrzeć do kwiatów

          Czuła lekki zapach bryzy, kwiatów i skoszonej trawy. Po krótkich oględzinach skupiła swój wzrok na Cassandrze, która zapatrzona w dal, rozmyślała nad sensem swojego życia. Po kilku minutach, które mogłyby trwać wiecznie w tym miejscu, Laura rozpoczęła rozmowę, dzięki której Cass po raz drugi tego dnia uśmiechnęła się i wdała w konwersację.