Komentujesz = dzięki temu mam wenę i przepełnia mnie ogromne szczęście = nowe pomysły = lepszy rozdział.
Zachęcam do zadawania pytań: http://ask.fm/Amy25082
******
Siedziałam przy stole z kubkiem gorącej
herbaty. Moja przyjaciółka próbowała ze mnie wydobyć słowo, ale ja nie
potrafiłam nic powiedzieć. Tak bardzo chciałam się z nim zobaczyć, pragnęłam ujrzeć go żywego.
Gdy byłam małym dzieckiem, marzyłam o księciu z bajki, a gdy już go spotkałam, okazało się, że jest w szpitalu i nie wiadomo, czy kiedykolwiek go
zobaczę. Tęskniłam za jego uśmiechem, za głupimi minami, które robił, gdy
powiedział coś złego. Właśnie dzisiaj uświadomiłam sobie to, jak bardzo go
kocham. Nie potrafiłam się z tego wyleczyć. Nie chciałam.
Podniosłam się z krzesła, wycierając łzy
rękawem bluzki. Wyszłam na dwór. W tej chwili nie obchodziły mnie nawoływania
przyjaciółki, musiałam, jak najszybciej zobaczyć Dominica. Wsiadłam do wcześniej
zamówionej taksówki i odjechałam nie oglądając się za siebie.
Dojechawszy na miejsce, od razu popędziłam do
punktu informacyjnego. Przywitała mnie miła, starsza pani. Powoli wyjaśniłam
sytuację, czekając na odpowiedź. W czasie gdy staruszka szukała miejsca, gdzie
leży mężczyzna, ja zastanawiałam się, nad tym co zrobię, jeśli okaże się, że nie
udało się go uratować. Czas płynął wolno jak nigdy wcześniej. Nareszcie po
dość długim dla mnie czasie wiedziałam, gdzie leży. Chciałam od razu go
zobaczyć, lecz musiałam iść jeszcze do lekarza.
Weszłam do pokoju, w którym przyjmował doktor.
Przeglądał jakieś dokumenty, przez co mnie nie dostrzegł, choć pukałam kilka
razy.
- Dzień dobry. – Spojrzał na mnie zdziwiony. – Pukałam, ale
nikt mi nie odpowiadał, więc weszłam. Chciałam się dowiedzieć, co się stało podczas wypadku Dominicowi Whitmanowi. – Lekarz westchnął, wskazując ręką na krzesło.
- Dzień dobry, pani z rodziny? – Musiałam jak
najszybciej coś wymyślić. Do głowy wpadł mi niesamowity pomysł, za który z
pewnością będzie mnie czekała kara, ale nie mogłam inaczej postąpić, niż
skłamać. – Jestem jego narzeczoną i bardzo chciałabym się dowiedzieć, jak wygląda jego stan. – Śledził mnie badawczym spojrzeniem, ale ja nie dałam się, musiałam
wiedzieć co mu jest.
- Nie będę pani okłamywał. Jego stan jest zły, a
nawet gorzej. Gdyby karetka nie dojechała na czas, nie wiem, co stałoby się z
pani narzeczonym.
- Jest szansa? – zapytałam załamującym się głosem. Nie
chciałam go stracić, nie w tej chwili.
- Zawsze jest. Pani przyszły mąż i tak ma tylko parę
miesięcy życia. Jest ciężko chory na ostrą białaczkę szpikową. Objawia się
niedokrwistością, zakażeniem, mogą także wystąpić bóle kostno-stawowe.
- Ale ja ich nie zauważyłam – powiedziałam i to był
mój błąd.
- Gdyby pani naprawdę była jego narzeczoną, wiedziałaby, że jego skóra zabarwiła się prawie na kolor żółty, ale nie
całkowicie. Tylko niektóre miejsca skóry się zażółciły. Na szczęście tabletki,
których używa pani „narzeczony”, spowodowały zanik tego koloru – rzekł z furią
wymalowaną w oczach, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć, w końcu zebrałam się w
sobie.
– Gdy się kogoś kocha, jest się zdolnym do wszystkiego, nawet do kłamstwa, aby wiedzieć, co się stało ukochanej osobie. – Wyszłam z gabinetu, głośno trzaskając drzwiami. Zdążyłam jeszcze zauważyć lekkie zmieszanie na twarzy doktora.
– Gdy się kogoś kocha, jest się zdolnym do wszystkiego, nawet do kłamstwa, aby wiedzieć, co się stało ukochanej osobie. – Wyszłam z gabinetu, głośno trzaskając drzwiami. Zdążyłam jeszcze zauważyć lekkie zmieszanie na twarzy doktora.
Idąc do jego pokoju, myślałam, dlaczego nie
powiedział mi o tej chorobie. Musi się leczyć, wierzyć, że uda mu się
wyzdrowieć. Nie może umrzeć. Chciałabym, aby żył dla mnie. Nie wierzyłam w to,
że umrze w tak młodym wieku. Nie zdążyłam mu nawet wyznać swoich uczuć.
Nienawidziłam siebie za to. Gdybym zrobiła to wcześniej, teraz byłabym już żoną
Dominica. Chciałam za niego wyjść za mąż, mieć dzieci, a potem zestarzeć się, bawiąc
wnuki. Nie chciałam takiego życia. Jakbym go wcześniej poznała… Wszystko byłoby
inne… Ja byłabym inna…
******
Ten rozdział mi się nie podoba...Dużo jest pewnie powtórzeń i błędów, ale tego rozdziału także nie sprawdziła mi beta... Gdyby ktoś zobaczył jakiś błąd to proszę napisać, zaraz go poprawię :).
Pewnie Was zaskoczyłam... Myślicie, że Dominic wyzdrowieje, czy też nie?
Coś mało komentarzy pod ostatnim rozdziałem, bo tylko czternaście, a pod wcześniejszymi było ponad dwadzieścia, ale to pewnie, dlatego że nie macie czasu przez szkołę ;). Mam nadzieję, że pod tym będzie ich więcej :D.
Rozdział dedykuje Rudej. Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Normalnie zawsze przy czytaniu Twoich długich i miłych komentarzy ciesze się, jak mysz do sera :D. Nigdy nie sądziłam, że takiej pisarce, jak Ty spodoba się mój blog. Widzę, że masz dużo blogów, jak Ci się udaje wszystkie komentować? Jeszcze raz dziękuję, bo wcale przecież nie musisz komentować mojego opowiadania, a to robisz :).
Edit
Rozdział poprawiony :)
Edit
Rozdział poprawiony :)