24 sierpnia 2015

Rozdział XVII

"Prob­lem ze świado­mością po­lega na tym, że two­ja przeszłość zaw­sze żyje gdzieś w to­bie. Jeśli zapędzisz psa do kąta i przes­traszysz go, to wyj­dzie z niego wilk i cię pogryzie."
Jonathan Carroll

Na drugi dzień Andrew ponownie udał się do rezydencji swojego kuzyna, aby po raz kolejny spróbować przemówić mu do rozumu. Dzielił wielkie nadzieje na to, że tym razem mu się powiedzie i wybije chłopakowi Laurę z głowy.
Drzwi otworzyła mu Beatrice, która zaprosiła go do środka, uśmiechając się chytrze — jak wydawało się mężczyźnie. Natychmiast o tym zapomniał, gdyż myśli zaprzątała mu poważna rozmowa, którą za musiał przeprowadzić z Arthurem.
   — Przemyślałem sobie wszystko... — powiedział Arthur, pojawiając się w pokoju. — Doszedłem do wniosku, że masz rację i naprawdę coś czuję do Laury — skłamał, nie patrząc kuzynowi w oczy. Mówienie Andrew rzeczach, które nie były zgodne z prawdą, przychodziły mu z wielkim trudem, a myśl o tym, że musi kłamać przyprawiała go o zawrót głowy. To małe kłamstwo sprawiło, że poczuł lekki ból, ale nie mógł zaprzestać swoich działań. Sam nie wiedział, dlaczego aż tak bardzo zależało mu na przespanie się z tą dziewczyną... Może dlatego, że nigdy żadna mu nie odmówiła, była piękna, drobna i niewinna? Była dla niego ideałem, wyzwaniem, które za wszelką cenę chciał podjąć, nie bacząc na konsekwencje.
Andrew był bardzo zdziwiony postawą kuzyna, ale i szczęśliwy, ponieważ to zupełnie zmieniało postać rzeczy... Arthur się zakochał i Andrew był pewien, że nie zrani osoby, którą darzy uczuciem. Nie podejrzewał nawet mężczyzny o kłamstwo, dlatego że nigdy nic przed sobą nie ukrywali, a przede wszystkim nie okłamywali siebie nawzajem. Był zbyt zaślepiony szczęściem, aby dostrzec skruszoną minę przyjaciela oraz jego wzrok, który specjalnie starał się omijać jego.
***
Dziewczyny rozmawiały na całkowicie neutralne tematy, jednak ich ciekowość zaczęła nabierać szybszego tempa... Laura zaczęła opowiadać jej o mężczyźnie, którego niedawno poznała, a już zaczynał ją denerwować samym swoim istnieniem. Nie wiedziała, czym jest to spowodowane i potrzebowała się komuś z tego wyżalić...
Gdy Cassandra usłyszała jego imię oraz skrócony opis wyglądu, była prawie pewna, że jest to Arthur Washington. Znała tego człowieka bardzo dobrze i niestety wiedziała, jak lubi spędzać swój wolny czas...
   — Wiesz może kto to jest? — zapytała Laura — Chyba mieszka tu niedaleko, patrząc na to, że dość często na niego wpadam... — powiedziała, krzywiąc się lekko na samą myśl o swoich ukochanych szpilkach. Niby przyrzekła sobie nie oceniać ,,książki po okładce", ale to okazało się dla niej bardzo trudnym zadaniem...
   — To Arthur Washington, który należy do bardzo wpływowego, potężnego i bogatego rodu arystokratów — rzekła Cassandra po dość długim czasie...
Cass nie chciała okłamywać swojej jedynej, prawdziwej przyjaciółki, a teraz niestety była już pewna na sto procent, że tą osobą jest Washington. Wiedziała, że wyjawiając jej prawdę, postąpiła dobrze. Zawsze potępiała kłamstwa, nawet te najdrobniejsze i nie miała najmniejszego zamiaru złamać swojego postanowienia przez tak błahą rzecz.
Cassandra bardzo nie chciała natknąć się na tego mężczyznę. Niestety Arthur należał do jej przeszłości, o której pragnęła zapomnieć, ale ta nieustannie do niej powracała.
Zszokowana Laura patrzyła na przyjaciółkę, myśląc, że to jakiś kiepski żart. Niestety zawiodła się, ponieważ jej mina świadczyła sama za siebie. Na twarzy Cassandry widniało zrezygnowanie, troska, a także determinacja. Kobieta próbowała przetrawić tę wiadomość... W duchu powtarzała sobie: — Cały czas mnie nękał, ale może tak samo, jak ja, nie wiedział kim jestem... A jeśli tak jest, mam nad nim przewagę i postaram się ją wykorzystać, jak najlepiej — cały czas wmawiała sobie te słowa, pragnąc uwierzyć w to, że w końcu uda jej się pojednać dwa zwaśnione rody. Matka nigdy nie chciała wyjawić jej powodu ich wzajemnej nienawiści, a ją od zawsze to ciekawiło. Nie chciała mieć z nikim sporów, a kłótnie, które powstały wiele, wiele lat temu wydawały jej się teraz nieważne... Według niej nie można było przez tyle lat utrzymywać tak dużej nienawiści do siebie.Wierzyła w to, że uda się jej, a jeśli nie, to przynajmniej dowie się, kto lub co jest powodem tej kłótni.
   — Jesteś pewna, że tą osobą jest Washington?
   — Niestety tak... — potwierdziła Cass jej najgorsze obawy. — Co się dzieje? — zapytała, widząc zawiedzioną minę blondynki.
   — Nikomu o tym nie powiesz? Mogę ci zaufać? — zapytała, na co Cassandra kiwnęła głową w potwierdzającym geście, po czym złapała ją za dłoń, aby dodać jej otuchy.
   — Ja również pochodzę z rodu arystokratów... Mam na nazwisko Rodriguez i moja rodzina od wielu, wielu lat nienawidzi rodziny Washingtonów...
   — Żartujesz, prawda? — zapytała niedowierzająco.
   — Niestety to prawda... Ja nie wiem, dlaczego nasz ród tak się nienawidzi... Chciałabym to zmienić... Poznać go trochę. Może nie jest aż taki zły? Może tak tylko się zachowuje? Moja matka zawsze kłóciła się z jego rodzicami na bankietach... Żałuję że zawsze wykręcałam się od nich na wszelkie możliwe sposoby. Teraz byśmy się znali.
   — Rozumiem cię. Może i byście się znali, ale od tej najgorszej strony. Teraz cię zaczepia, a wyobraź sobie, co byłoby gdyby znał prawdę...
   — Masz rację. Byłoby o wiele gorzej — westchnęła. — Spróbuję się z nim zaprzyjaźnić. Nie wiem, czy to wyjdzie, ponieważ jest naprawdę irytującą osobą, ale mam nadzieję, że podołam temu zadaniu. Cass, bardzo ci dziękuje za tę rozmowę — powiedziała, uśmiechając się delikatnie do dziewczyny.
   — Nie masz za co dziękować, przecież ty także pomogłabyś mi, gdybym była w trudnej sytuacji... — odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech. Po chwili zamienił się on w grymas, a było to spowodowane niechcianymi wspomnieniami.
   — Co się dzieje? — zapytała zmartwiona Laura.
   — Nic... — odparła, lecz widząc karcący wzrok dziewczyny, powiedziała — Chciałabym ci o wszystkim powiedzieć, ale... Ale nie mogę się przedostać przez swoją wewnętrzną blokadę. — rzekła, a głos z każdym kolejnym słowem coraz bardziej załamywał się jej.  — Nikomu o tym nie mówiłam, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam takiej osoby. Nie jestem jeszcze przygotowana na taką rozmowę, przepraszam.
   — Nie masz za co przepraszać, to zrozumiałe.

Przez resztę wieczoru rozmawiały o innych, błahych rzeczach.

******

Przepraszam za zwłokę, ale wcześniej nie miałam czasu na to, aby wstawić rozdział.