4 stycznia 2015

Rozdział II

"Nie ma chyba człowieka, który by nie chciał być czasem kimś innym, zmienić swojej roli w życiu, uciec od tego, co jest."
 Antoni Kępiński

Gdy zapadł zmierzch Laura, wyszła z pokoju, a wierna Daisy szła tuż przy jej boku. Nie widząc niczego podejrzanego, wypuściła suczkę na dwór, każąc pozostać na miejscu. Sama udała się na górę nasłuchując. Usłyszała krzyki dochodzące z sypialni matki. Stanęła w drzwiach, a głowę przekrzywiła w bok, aby lepiej słyszeć.
    - Może to za wcześnie? - zapytała matka blondynki.
   - Nie... Widzisz co się z nią dzieje? Nie możemy dłużej czekać. Jutro zadzwonię do Lucasa, by przygotował się do ślubu. Za niecały miesiąc Laura wyjdzie za mąż. - Cały świat niebieskookiej przewrócił się do góry nogami. Nie spodziewała się tego w najbliższym czasie... Ślub miał się odbyć dopiero za rok... 
W głębi duszy wiedziała, że jeszcze bardziej musi się postarać, aby ucieczka się powiodła. Nie może pozwolić na to, by ojczym bez jej zgody planował ślub z człowiekiem, którego nie kocha. Szybko popędziła na górę, wyjmując kartkę i pióro.

Droga matko!
Wybacz mi, że odchodzę bez pożegnania, lecz wszystko po śmierci ojca diametralnie się zmieniło. Nie jesteś już taka jak kiedyś... Nie mogę żyć z kimś, kto nie szanuje moich decyzji. Jedyną osobą, którą wielbisz, jesteś ty sama... Dlatego odchodzę i nigdy już nie wrócę. Nie chcę, by wszystkie ważne decyzję podejmowano za mnie... Tak nie może być. Będę w bezpiecznym miejscu, nie szukajcie mnie.
Laura

Złożyła kartkę na pół, kładąc na poduszce. W tej chwili cieszyła się, że wybrała pokój na parterze, ponieważ dzięki temu było większe prawdopodobieństwo na to, że ucieczka się powiedzie. Chwyciła walizkę w rękę, a torbę, którą już wcześniej przygotowała, zarzuciła na ramię. Po kilku minutach rzuciła bagaż na trawę, po czym  zwinnym ruchem przeskoczyła przez okno. Z powrotem wzięła swój ekwipunek do ręki, nawołując po cichu Daisy.
Suczka usłyszawszy swoją panią, natychmiast przybiegła. 
   Letni wiatr targał blondynkę za włosy i sukienkę. Dwudziestoczterolatka jeszcze bardziej naciągnęła na siebie sweter, który nałożyła w biegu. Szybko przebiegła na drugą stronę ulicy, zatrzymując taksówkę.
   - Dobry wieczór. Proszę mnie zawieźć  do portu lotniczego Heathrow - rzekła, wsiadając wraz z suczką. Kierowca ujrzawszy psa w swoim samochodzie, wniósł oczy ku niebu.
    - Musi pani zabierać tego psa? - zapytał sfrustrowany.
   - Bardzo pana proszę, aby pozwolił Daisy jechać z nami... Obiecuję, że nie zrobi niczego złego - poprosiła. Po kilku sekundach mężczyzna się zgodził, o czym świadczyło ciche westchnięcie. Po chwili ruszyli.
      Trasa minęła dość szybko, a szczęśliwa suczka nie uszkodziła niczego w taksówce. Wysiadając z samochodu, niebieskooka zobaczyła, jak kierowca odetchnął z ulgą. Uśmiechnęła się na ten widok, a Daisy, która została zapięta na smycz, merdała wesoło ogonem. 
Blondynka szybko weszła do budynku, patrząc na tablicę odlotów. Lot do Gdańska wskazywał na godzinę czwartą trzydzieści. Zdenerwowana popatrzyła na zegarek, na którym widniała godzina pierwsza dwadzieścia. Szybko pobiegła w stronę kasy biletów.
   - Dzień dobry, poproszę jeden bilet do Gdańska na godzinę czwartą trzydzieści oraz chciałabym pokryć dodatkowe koszty związane z przewiezieniem psa do Polski. 
   - Przykro mi, ale już nie ma miejsc... Następny lot mogę pani zaoferować na jutrzejszy dzień o godzinie dziesiątej.
    - Bardzo panią proszę, te bilety są mi bardzo potrzebne... - Prosiła coraz bardziej zdenerwowana. Niestety nie udało jej się nic wskórać. Z niemocą wypisaną na twarzy usiadła na ławce.
Co ja teraz zrobię? - pomyślała
    - Dzień dobry, słyszałem, że potrzebuje pani pilnie biletów do Gdańska. Tak się złożyło, że mam jeden dodatkowy - dwudziestoczterolatka podniosła wzrok. Nie zastanawiając się dłużej, wzięła bilet, wcześniej za niego płacąc. Następnie wróciła do kasy, aby pokryć przelot Daisy. 
Szczęśliwa usiadła na ławce, rozkoszując się swoją wolnością.
                Po paru godzinach weszła do odpowiedniej bramki wraz z suczką. Pokazała wszystkie potrzebne dokumenty, po czym położyła już wcześniej sprawdzony bagaż na taśmę. Następnie otrzymała kartę pokładową, uprawniającą do wejścia na pokład samolotu. Później przeszła przez kontrolę bezpieczeństwa, a następnie weszła do samolotu, a suczka do luku bagażowego.
                Po kilku minutach samolot wystartował, a Laura po raz ostatni  spojrzała na miasto, w którym zniosła tyle bólu...

***

Dwudziestopięcioletni chłopak siedział na tarasie. Nie wiedział, dlaczego codziennie wychodzi na dwór, tęsknie spoglądając w niebo. Nie potrafił tego wytłumaczyć.  W głębi duszy czuł, że czeka na coś ważnego, lecz jeszcze nie dotarł do czego. Mimo że był wczesny ranek, on miał potrzebę pochodzić po swoim ogrodzie. Zastanawiał się, jaką rolę ma pełnić? Przecież jest tylko arystokratą, który zawsze słuchał swojego ojca. Dotarł już do tej informacji, lecz to mu jakoś nie przeszkadzało. Mimo iż nie lubił, gdy rodzice wtykają mu się w swoje własne, prywatne sprawy, jak na przykład wybór partnerki, z którą chciałby spędzić życie, nie miał potrzeby się oświadczać, chciał być w końcu wolnym człowiekiem, lecz jego ojciec byłby tą wiadomością niepocieszony. Brunet nienawidził robić mu przykrości, bo wtedy okropnie się na niego wściekał. W głowie miał słowa ojca, które powiedział mu kiedyś podczas kolacji: "Czasem trzeba się poświęcić dla dobra nazwiska i reputacji, to one nas zmuszają do rzeczy, których nie zrobilibyśmy wcześniej. Jesteśmy arystokratami co, oznacza, że musimy coś poświęcić, aby osiągnąć swój cel." Nigdy tych słów nie zapomni... Musi się poświęcić ze względu na nazwisko, chociaż ta dziewczyna doprowadzała go do szewskiej pasji. Jednak czasami chciałby mieć zupełnie inną rodzinę, tak niepodobną do tej, którą ma. Nie mógł sobie pozwolić na marzenia, ojciec zawsze mu powtarzał, że to oznaka słabości... Przez całe życie chłopak miał wszystko, czego chciał, oprócz miłości i matczynej opieki. Tak naprawdę matka Arthura nigdy się nim nie zajmowała. Podczas jego dzieciństwa obawiała się, że pobrudzi sobie nową sukienkę lub malec zacznie płakać, czego najbardziej nienawidziła, dlatego też nigdy nie brała go na ręce. Wynajęła nianię, która opiekowała się nim, jak własnym dzieckiem. Często czytała mu bajki, opowiadała o różnych mitycznych stworzeniach, a co najważniejsze uczyła go miłości i przyjaźni. Niestety, gdy rodzice bruneta dowiedzieli się o tym, natychmiast wywalili staruszkę na bruk. Zatrudnili nową opiekunkę, która była bardzo egoistyczna. Chłopczyk często płakał w nocy, tęskniąc za swoją starą nianią, lecz gdy ojciec pewnej nocy wszedł do jego pokoju, bardzo mu się nie spodobało to, co zobaczył. Wtedy pierwszy raz powiedział mu to, że marzenia, miłość, przyjaźń są złudne, głupie, a przede wszystkim są oznaką słabości. Jednak chłopczyk nic sobie z tego nie robił, co spotkało się potem z gorszą sytuacją, a mianowicie pierwszym uderzeniem i radami. Ojciec informował go o różnych zasadach, które obowiązują w domu arystokratów. Chociaż chłopiec miał dopiero pięć lat już stawał się "zimny", a marzenia skrył, jak najgłębiej, nigdy nie ulegając pokusie, aż do dzisiaj... Jednak to trwało tylko chwilę, mężczyzna znów się opamiętał i na nowo stał się cynicznym Arthurem Washingtonem.

******

Nie podoba mi się ten rozdział... Próbowałam go poprawić, ale zrezygnowałam z tego pomysłu, ponieważ jeszcze bardziej pewnie bym go zepsuła... Jest dłuższy od poprzedniego rozdziału, więc mam nadzieję, że nie macie mi za złe, co do długości :)
Rozdział, jak widzicie, jest niesprawdzony, a to, dlatego że nie wiem, co się dzieje z moją betą... Przepraszam za wszystkie błędy! Jeśli ktoś zauważy, gdzieś moje niedopatrzenie, to bardzo prosiłabym, aby poinformował mnie o tym :)
Chciałam Was też przeprosić za to, że moje komentarze na Waszych blogach pojawiają się bardzo późno, ale ostatnio nie mam czasu, ani siły, aby się tym zająć. Komentarz prędzej, czy później  się pojawi :)

20 komentarzy:

  1. Hej kochana!:)
    Co do błędów znalazłam jeden. W pewnym miejscu (nie skopiowałam fragmentu, przepraszam) napisałaś "arystokratom" a powinno być "arystokratą", bo chodziło o jedną osobę. I to chyba tyle;D A w każdym razie ja nie wychwyciłam.

    Co do treści: mnie tam się ten rozdział bardzo podobał;) Choć na razie większe emocje wzbudza we mnie postać Laury niż Arthura, ale pewnie dlatego, że o niej wiemy więcej. Podziwiam ją za odwagę. Myślałam, że mimo wszystko nie odważy się uciec i sprawi jej to większą trudność. A ona pokazała olbrzymią motywację za co bardzo u mnie zaplusowała. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ta postać mi się podoba i ją lubię;) A to mnie bardzo cieszy, bo nienawidzę sytuacji, w których główna postać jest mi obojętna. I miała wiele szczęścia w tym swoim nowym życiu, że znalazł się mężczyzna, który miał wolny bilet. Ciekawa tylko jestem jak odnajdzie się w Polsce. Gdzie pójdzie, kogo pozna... No i czy nie będzie zmuszona wrócić do matki.

    Co do Arthura, niewiele jeszcze mogę o nim powiedzieć. Na pewno jest mi go żal, bo wychodzi na to, że nie doczekał się w dzieciństwie miłości i zainteresowania od rodziców. Tylko władza, pozycja... a miejsca na normalne rodzinne relacje już brakło. To smutne. Nawet ulubioną nianię mu zabrali... Ciekawa jestem jak to wpłynęło na tego chłopaka, czy nie stał się przez to zimnym draniem. No i przede wszystkim czy to ten facet, z którym miała wziąć ślub Laura? Czy ktoś inny? Dużo pytań! :D
    Czekam, kochana, na nastepny rozdział i pozdrawiam Cię serdecznie;)
    A w wolnej chwili zapraszam na nowy do mnie.
    Ściskam!:*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super ^^ Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. :) Weny! ;* ~ Elena ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. No co ty, rozdział jest wspaniały!

    Laura uciekła z domu. Na jej miejscu pewnie też bym się tak zachowała. Jak można kogoś zmuszać do ślubu? Powinien być on z miłości, a nie wynikać z posłuszeństwa wobec rodziców.

    A Arthur jest rozumiem niedoszłym mężem dziewczyny? Widać, że też nie chce tego ślubu, ale nie sprzeciwi się ojcu. Ja naprawdę nie wiem jak moźna tak wychowywać dzieci. Bez miłości i przyjaźni?

    Pozdrawiam,
    Annabel
    [http://pelnia-ksiezyca-1111.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko wyjaśni się w kolejnych rozdziałach :D
      Dziękuję za komentarz! :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Rozdział bardzo mi się podobał <3
    Jest dłuższy niż poprzednie. Laura mi zaimponowała, nie powiem...
    Smutno mi kiedy pomyślę o Arthurze, wszystko inne najważniejsze, ale nie miłość i szczęście. Kurde... przez to też się zmienił... no ale jestem ciekawa, że zakończy się to pozytywnie ;) ;*

    WENY <33

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem ciekawa, co dalej zrobi Laura. Pierwszy krok za nią. Uciekła z domu od despotycznego ojczyma i równie władczej matki. Zrobiła pierwszy krok w kierunku wolności. Popieram jej decyzję z całego serca. Nie mam pojęcia jak on wytrzymywała życie w takiej rodzinie. Ostatnie lata miała zapełnione nauką i studiami, więc nie spędzała tyle czasu w domu, ale to nie znaczy, że było jej łatwo. Na pewno nie było. Musiała ich okłamywać, by studiować to, co ją interesuje. A okłamywanie rodziców, nawet jeśli nie są oni najwspanialsi pod słońcem, jest niezwykle trudne. Naprawdę ją podziwiam, że nie uciekła wcześniej. Ja miałabym ich już dawno po dziurki w nosie, a ona mimo wszystko wytrzymała bardzo długo. podziwiam jej wytrzymałość.

    Co do Arthura. Nie wiele o nim jak na razie wiadomo, ale wydaje mi się, że mimo wszelkich zasad, którymi karmi go ojciec od dziecka, on ma swoje własne zdanie. Nie stał się zimnym arystokratą. Tak mi się wydaje, że on po prostu gra swoją rolę najlepiej jak umie. Zachowuje się tak, jak życzyłby sobie tego jego ojciec, ale w duszy jest sobą. Zwykłym chłopakiem, któremu nie odbija sodówka tylko dlatego, że jest arystokratą. Nie uważa się za lepszego. Można by powiedzieć, że wręcz chorobliwie pragnie normalności. Albo może po prostu zbytnio się zagalopowałam. Ale sam fakt, że wychodzi na taras, by wpatrywać się w niebo, tęskniąc za czymś, czego nigdy nie doświadczył, mówi sam za siebie. On nie jest zły. Jest wrażliwy. Ma wielkie serce zdolne do miłości, a nie bryłę lodu.

    Mam nadzieję, że i Laura i Arthur zdołają uciec od problemów w rodzinie. Nie zasłużyli na tak ciężki los.
    Całuję! ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Co ty gadasz, fajny rozdział, podoba mi się ię, tylko ta jej matka jest okropna, więcej dowiadujemy się od Laurze, nawet ją polubiłam, heh. Życzę weny i czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Polubiłam ich obydwóch . Mają podobna sytuację , ale coś zuje , że się spotkają i coś ich połączy. A tym czymś będzie najpierw przyjaźń , potem miłość . Pasują do siebie :)
    Czekam ...

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej. Wreszcie mi się udało wpaść i trochę nadrobić :)
    A więc widzę że zapowiada się jakaś fajna historia. Arystokracja widzę jak w XIX w. Liczą się tylko pieniadze. Już polubilam naszą bohaterke. Dobrze zrobiła uciekajac z domu. Teraz zacznie nowe życie takie jak będzie chciała. A Arthur myślę że nie zostanie taki zimny jak jego ojciec i będzie prowadzil życie pełne miłości :) ahh jaka ja romantyczna haha
    Ciekawa jestem jak potoczą się losy tej dwójki i czekam na kolejny rozdział.

    Zapraszam też do siebie :)
    http://it-had-to-be-you-liz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem dlaczego, ale ostatnio coraz częściej nie jestem na twoim blogu na czas, a tak zawsze chcę być pierwsza :(
    Ale nie tym razem głupia ja zapomniałam, że jest niedziela -,-
    Przez te święta i dość częste chodzenie do kościoła sprawiły, że nie mogę połapać się w dniach tygodnia! Ty to rozumiesz? :( A niedługo już muszę iść do szkoły ja nie wiem co pocznę (chyba dziecko haha :D) No w sumie ty już w szkole dzisiaj byłaś prawda?
    Ale ja zaczęłam pisać nie na temat :D
    Rozdział cudowny naprawdę ;)
    Cieszę się, że głównej bohaterce udało się uciec z domu i co najważniejsze zdobyć bilet ;) Oby jej się tam wygodnie siedziało hahaha :D
    Jejku nie wiem co mam napisać ;( to pewnie przez ciążący nade mną sprawdzian na który się nie uczyłam a powinnam (w końcu to dwa działy a ja ten przedmiot olewałam :((( )
    Życzę ci duuuuuużo weny i przepraszam, że jestem dopiero teraz oraz bardzo przepraszam za to, że w piątek nie byłam na skype i nie pogadałyśmy.. niestety nie mogłam. :(
    Do napisania/usłyszenia :***
    Twoja Chérie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic się nie stało kochana ;*. Ja często nie wiem, jaki jest dzień tygodnia, więc się nie przejmuj :).
      Niestety byłam -,-
      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  10. Cześć! Bloga już od jakiegoś czasu miałam w zakładce pod tytułem: "do przeczytania", ale dopiero dziś rano znalazłam trochę czasu. Przeczytałam wszystko, od prologu do rozdziału drugiego. Pozwolę sobie skomentować w jednym komentarzu, jakoś bardziej mi to odpowiada.

    Lubię postać Laury. Dziewczyna nie ma łatwego życia, właściwie jeśli tak można to nazwać. Matka z ojczymem traktuje ją bardziej jak marionetkę niż człowieka, który powinien mieć wolną wolę. Współczuję jej takiej rodziny. Cieszy mnie fakt, że oszukała najbliższych i poszła na studia weterynaryjne. Tego pragnęła i z tego, co o niej wiemy, wydaje mi się, że to jedyna rzecz, na którą zdecydowała się sama. Oprócz ucieczki, która wydaje się jedynym rozwiązaniem w jej obecnej sytuacji.

    Arthur. Jego postać jest na razie owiana tajemnicą, bo niewiele o nim wiemy. Podobnie jak Laura, nie za bardzo może decydować o swoim życiu przez ojca-tyrana. Tylko ta niańka nauczyła go, czym jest miłość i przyjaźń, a potem nawet to zostało mu odebrane. Wydaje mi się jednak, że ta nauka nadal w nim tkwi i kiedyś wyjdzie na zewnątrz pokonując tego cynika w nim.

    To tyle, na razie. Czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością i obiecuję, że będę wpadać :) Blog dodam do siebie w polecanych, aby nigdzie linka nie zgubić, bo roztrzepana ze mnie osoba.

    Pozdrawiam, CM Pattzy
    http://at-your-command.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

  11. Ktoś tak od "tak" oddaje dodatkowy bilet? Z resztą kto kupuje dwa bilety? Jeden dodatkowo? Zastanawiające, ale na meijscu blondynki również bym się nie zastanawiała w obecnej chwili. Najważniejsze było, aby udało się jej dotrzeć do Gdańska. Druga część nie zbyt mi się podobała. W sumie nawet nie jestem w stanie powiedzieć czego mi brakowało. Mimo wszystko czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
    Pozdrawiam gorąco!
    http://trzy-zero.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie dziwię się, że nie wytrzymała w tym domu ani minuty dłużej, zrobiłabym tak samo.
    Tajemniczy mężczyzna na lotnisku wprost spadł jej z nieba, może to był jej Anioł Stróż? Nieważne, najważniejsze, że niedługo będzie w Gdańsku.
    Co do drugiej części opowiadania to jestem tak zła na ojca chłopaka, ze bym mu jego arystokratycznego kut... (sama wiesz co) na drucie kolczastym powiesiła. No jak tak można wpajać dziecku od najmłodszych lat, takie pożal się Boże wartości.
    http://nim-ci-zaufam.blogspot.com/
    Pozdrawiam - rozdrażniona mewa

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam :)
    Matka Laury są nienormalni i tyle. Jak można zmuszać własną córkę do poślubienia kogoś kogo ona nie kocha. Tak nie wolno! Nie patrzy na to, żeby była jak najszczęśliwsza, a powinna to postawić na pierwszym miejscu.
    Lubię Laurę :) Jest bardzo odważna. W końcu zdecydowała się na tą ucieczkę. Ważne jest, że dla własnego dobra.
    A Arthur? Jego rodzina jest równie okropna co i Laury. To ich łączy. Też nie patrzą na szczęście swojego dziecka tylko, jeśli chodzi o Arhura, pozycję i to kim są.
    Życzę weny i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  14. Rozdział czytało mi się przyjemnie, a jego długość była odpowiednia :) Strasznie żal mi Laury. Pewnie na jej miejscu również bym uciekała z domu. Trochę zdziwiło mnie, że chciała lecieć do Gdańska, ale pewnie masz z tym miastem powiązany jakiś plan. Dość nienaturalną sceną, wydał mi się mężczyzna, który od tak daje kobiecie bilety. Już chyba lepiej byłoby zostawić, że kupiłaby ostatni bilet i przez to zaczęła uważać, że świat jej sprzyja w uciecze. Co to Arthura jego postać wydaje mi się bardzo podobna do Malfoya, lecz to nawet lepiej... jak wiesz uwielbiam Dracona, więc wydaje mi się, że Arthura również pokocham w przyszłości.
    Życzę Ci dużo weny!
    http://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. No, no i Laura wreszcie uciekła :P Trochę mi jej szkoda :( Czekam Kochana na kolejny rozdział i życzę Ci dużo weny! ^^

    OdpowiedzUsuń
  16. W ogóle ja nie rozumiem jak można kierować czyimś życiem wbrew jego woli. Takie rzeczy to chyba tylko w książkach :)
    Cieszę się, że dziewczyna dąży ku marzeniom. A ten facet na lotnisku to trochę taki zbieg okoliczności. Dziewczyna miała szczęście. :)
    Arthur to dopiero ma przerąbane. Może on też potrzebuje jakiejś ucieczki? Powiedz, że oni niedługo się spotkają.
    Pozdrawiam i weny!

    OdpowiedzUsuń
  17. Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem. Zaciekawiona opisem, od raz zabrałam się do czytania. :) Oczywiście - od początku, a że trochę mam do nadrobienia, komentarz dodaję tu, bo fajnie było jednak zostawić po sobie jakiś ślad.
    Opowieść zapowiada się bardzo ciekawie - coś czuję, że 'brakujące' rozdziały pochłonę szybko i wkrótce będę już na bieżąco. Bardzo przyjemnie się czyta, trzeba przyznać, że piszesz bardzo lekko, jasno i przejrzyście - za to niewątpliwie duży plus. :)
    Historia dziewczyny, która ucieka z domu, chcąc wyrwać się z życia, które na siłę organizują jej bliscy, to bardzo ciekawy pomysł na opowiadanie. Trochę szkoda mi Laury, zapewne nie było jej łatwo tak żyć, ale mam nadzieję, że w końcu wszystko się ułoży. Prawda? ^^ Zastanawia mnie też ten Gdańsk - bo nie sądzę, że wybrała to miasto przypadkowo. Ale dobra, ciiii, będę czytać dalej, to się dowiem. :D
    Pozdrawiam :) Iiii nieśmiało zapraszam też do mnie: www.lek-na-samotnosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że Ci się podoba :)
      Może się ułoży, może nie... Kto wie? :D
      Gdybyś mogła zostawić mi swój link w spamie byłabym bardzo wdzięczna. Niestety będziesz musiała trochę poczekać na mój komentarz, bo mam masę zalełości na innych, "starych" blogach, ale mój komentarz na pewno się pojawi! :)
      Serdecznie pozdrawiam,
      Calliste

      Usuń

Dziękuje za wszystkie komentarze, to dużo dla mnie znaczy :)